To, że mecz z Rakowem nie będzie należał do najłatwiejszych można było wyczuć w przedmeczowych opiniach sympatyków Zagłębia Lubin. Wielu z nich, obserwując formę i Zagłębia, i Rakowa w dwóch poprzednich meczach, remis w spotkaniu z drużyną trenera Marka Papszuna wzięłoby w ciemno.
Przewidywania ciężkiej przeprawy nie były przesadzone. Raków Częstochowa przeprowadził skuteczną akcję już w 29. sekundzie meczu. Fran Tudor dośrodkował w pole karne, a bez najmniejszych problemów głową piłkę do bramki skierował Vladislavs Gutkovskis. W tej sytuacji dużo lepiej mogli zachować się środkowi obrońcy, w szczególności Dominik Jończy, który najpierw niefrasobliwie wybił piłkę, a następnie nie upilnował łotewskiego napastnika.
W kolejnych minutach meczu Raków nadal atakował, dużo swobodniej operował piłką i bezproblemowo zdobywał teren. Zagłębie w swoich atakach było z kolei ograniczone, brakowało mu pomysłu i werwy. Swoje sytuacje miał przede wszystkim były gracz lubinian Kamil Piątkowski, ale na szczęście piłka nie wpadała do naszej bramki. Na ataki gospodarzy odpowiedzieliśmy dopiero w końcówce pierwszej połowy, ale strzał Jewgienija Baszkirowa po podaniu fatalnie dysponowanego w poniedziałkowy wieczór Samuela Mraza okazał się być zbyt słaby.
Drugą połowę zaczęliśmy tak samo, jak pierwszą - czyli beznadziejnie. Niespełna 180 sekund po gwizdku Pawła Gila wznawiającym mecz, Zagłębie fatalnie wyprowadziło grę spod własnej bramki, futbolówkę przejęli gospodarze, po czym Marcin Cebula zagrał do niepilnowanego Davida Tijanicia, który skutecznie podwyższył prowadzenie na 2:0. Tak jak przy pierwszej bramce, tak samo przy drugiej, fatalnie zachowali się stoperzy "Miedziowych".
W 66. minucie meczu stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał. Rok Sirk, zaledwie cztery minuty po wejściu na boisko, wykorzystał podanie Słoweńca Sasy Zivca i bardzo ładnym strzałem po ziemi pokonał Jakuba Szumskiego. Ogólnie te pół godziny należy Sirka pochwalić, bo oprócz debiutanckiego gola, walczył, biegał i starał się, w przeciwieństwie do swojego młodszego kolegi ze Słowacji, który rozpoczął zawody od pierwszej minuty.
Ostatnie dwadzieścia minut to próba strzelenia wyrównującego gola przez naszą drużynę, ale mimo optycznej przewagi i licznych wrzutek w pole karne, niestety nie udało się wyrównać i mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 2:1. W naszej opinii jest to rezultat sprawiedliwy, bo odzwierciedla to, jak drużyny prezentowały się przez cały mecz, a nie tylko przez ostatnie 25 minut.