Przed meczem zdecydowanym faworytem było Zagłębie Lubin. Nie dziwiło to w ogóle, ponieważ "Miedziowi" znajdowali się wyżej w tabeli, strzelili w lidze dwa razy więcej bramek, a w swoim składzie posiadają piłkarzy wyższej jakości.
Jak wiadomo, to co przed meczem, a to co na boisku, to dwie różne sprawy. Tak było w piątkowy wieczór, gdzie zielona murawa zweryfikowała wszystko i obnażyła braki naszego zespołu.
Od początku meczu było widać, że Arka Gdynia była bardzo dobrze dysponowana i znacznie lepiej nastawiona do potyczki. Gospodarze walczyli, byli aktywni i dość szybko zepchnęli naszą drużynę do obrony.
Gol na 1:0 padł już w 12. minucie spotkania. Adam Deja podał piłkę do Macieja Jankowskiego, ten prostopadle, między obrońców, zagrał w kierunku Mateusza Młyńskiego, a ten bez najmniejszych problemów pokonał Konrada Forenca. W tej sytuacji bardzo źle zachowała się obrona naszej drużyny, bowiem gol był efektem złego ustawienia stoperów oraz Damiana Oko.
Dość szybko wyrównaliśmy, bo już w 22. minucie spotkania, jednak ciężko stwierdzić, że gol dla "Miedziowych" był zasłużony. Padł w dość dziwnych okolicznościach, bo w 17. minucie, po faulu Lubomira Guldana, sędzia Łukasz Szczech długo analizował sytuację Bartosza Białka, Adama Dei i Adama Marciniaka w polu karnym Arki. Ostatecznie sędzia dopatrzył się przewinienia na naszym młodzieżowcu, podyktował rzut karny, który pewnie wykorzystał Filip Starzyński. W sytuacji poprzedzającej rzut karny Lubomir Guldan dopuścił się faul, o którym wspomnieliśmy i otrzymał za niego żółtą kartkę. W związku z podyktowaniem rzutu karnego po analizie VAR, kartka dla kapitana nie będzie się wliczała do rejestru i będzie mógł on zagrać w meczu z Legią.
Przed samą przerwą z kontrą wyszło Zagłębie. Filip Starzyński wbiegł w pole karne, sprytnie uderzył w długi róg bramki Pavelsa Steinborsa, ale futbolówka zatrzymała się tylko na słupku. Do przerwy był więc remis 1:1, ale z wyraźnym wskazaniem na Arkę.
Wszyscy w Lubinie liczyli, że po przerwie ujrzymy dużo lepsze Zagłębie niż to z pierwszych 45 minut. Niestety, ale się nie doczekaliśmy. W drugiej połowie gra naszej drużyny była niemrawa, popełnialiśmy mnóstwo niewymuszonych błędów i sami zapraszaliśmy gospodarzy pod własne pole karne.
W drugiej części gry praktycznie nie mieliśmy nic do powiedzenia. Arka stwarzała sobie sytuacje, a bliski strzelenia gola był nawet Fabian Serrarens, który w tym sezonie nie oddał nawet celnego strzału na bramkę rywali.
Drugiego gola w meczu gospodarze zdobyli w 75. minucie. Tym razem Młyński bez problemów poradził sobie z Damianem Oko, podał wzdłuż pola bramkowego, a akcję sfinalizował Maciej Jankowski. Bramka "Jankesa", podobnie jak przed rokiem w Gdyni, przypieczętowała los Zagłębia.
W 87. minucie spotkania Damian Oko bezmyślnie sfaulował rywala, za co obejrzał drugą żółtą kartkę i w konsekwencji, po czerwonej kartce, musiał opuścić boisko.
Ostatni wyjazd w 2019 roku zakończyliśmy więc porażką, którą ponieśliśmy w dodatku w bardzo wstydliwym stylu. Przed Martinem Sevelą dużo pracy, bo zmiany na mecz z Legią Warszawa są nieuniknione. Będzie to jednak nasze pobożne życzenie, bo patrząc na to, co działo się w ostatnich meczach, trener zmieni zapewne tylko wykluczonego Oko...