Niedzielny mecz rozpoczęliśmy z kilkoma zmianami, w porównaniu do meczu z Wartą Poznań. W pierwszym składzie pojawili się Lorenco Simić i Miroslav Stoch. Zmiana była także na pozycji napastnika, gdzie z Patrykiem Szyszem miejscem zamienił się Dejan Drazić.
Już w 6. minucie meczu Zagłębie Lubin miało swoją pierwszą dobrą okazję. Ładne podanie z głębi pola otrzymał Patryk Szysz, wygrał pojedynek biegowy z obrońcą, po czym oddał mocny strzał prawą noga, który ostatecznie okazał się być niecelny.
W 13. minucie objęliśmy prowadzenie. Lubinianie wymienili kilka podań w polu karnym gości, po czym po rykoszecie piłka znalazła się pod nogami Patryka Szysza, a ten nie pomylił się będąc oko w oko z bramkarzem Rakowa.
Kolejne minuty należały jednak do gości, którzy – przede wszystkim – za sprawą Iviego Lopeza starali się wyrównać stan meczu. W 23. minucie spotkania przed polem karnym idiotycznie zachował się Lorenco Simić, który sfaulował rywala w sytuacji, gdy ten nie mógłby stworzyć w zasadzie żadnego zagrożenia. Do piłki ustawionej przed polem karnym podszedł Ivi Lopez, a jego strzał z rzutu wolnego zakończył się pięknym golem.
W kolejnych minutach oba zespoły nie potrafiły już stworzyć ciekawych akacji, które mogłyby zakończyć się zmianą wyniku spotkania i piłkarze obu ekip do szatni schodzili przy rezultacie 1:1.
W drugiej połowie pierwszą groźną akcję mieliśmy dopiero w 57. minucie spotkania. Po zamieszaniu przed polem karnym Rakowa z dystansu uderzał Miroslav Stoch, ale z jego strzałem poradził sobie Holec. Zaledwie kilka minut później, „ruletką” w polu karnym zabawił się Filip Starzyński, jednak po wykonaniu przez niego efektownego zwodu, oddany strzał był bardzo niecelny.
Znać o sobie dał znów Ivi Lopez, którego strzał z 72. minuty zza pola karnego o włos minął bramkę strzeżoną przez „Hładiego”. Było to jedno z ostrzeżeń, które ten piłkarz wykonał w naszym kierunku w drugiej połowie.
Tyle szczęścia już nie mieliśmy w 81. minucie spotkania. Ivi Lopez wbiegł w pole karne, instynktownie uderzył na bramkę. Strzał odbił jeszcze Dominik Hładun, jednak przy próbie wybicie futbolówki, do własnej bramki skierował ją Sasa Balić, przez co Raków Częstochowa objął prowadzenie.
Do końca spotkania swoje okazje próbowaliśmy stwarzać przede wszystkim po stałych fragmentach gry, ale strzały głową każdorazowo kończyły się albo poza bramką, albo w rękach bramkarza gości.
Mecz zakończył się ostatecznie naszą porażką 1:2, co oznacza, że wliczając pojedynek Fortuna Pucharu Polski, nie potrafimy wygrać już od 6 spotkań. Chyba oficjalnie można zacząć mówić o kryzysie…