Jagiellonia jest jedną z rewelacji bieżącego sezonu w PKO BP Ekstraklasie. Na sześć kolejek przed końcem rozgrywek ekipa z województwa podlaskiego prowadzi w tabeli, mając dwa punkty przewagi nad Śląskiem Wrocław. O znakomitej kampanii w wykonaniu podopiecznych Adriana Siemieńca porozmawialiśmy z dyrektorem sportowym białostockiego klubu, Łukaszem Masłowskim. Jak duży wpływ na poczynania Jagiellonii w walce o mistrzostwo będzie miała presja? Jakie cele sportowe i pozasportowe stawiano przed trenerem Adrianem Siemieńcem? Jaki procent trafionych ruchów świadczy o udanym oknie transferowym? Na jakie pozycje latem wzmocnień szukali będą białostoczanie? Zapraszamy.

Wie pan, co po minionej kolejce łączy Jagiellonię i Arsenal?

- Proszę mi podpowiedzieć.

Zarówno „Kanonierzy”, jak i wy dość niespodziewanie straciliście punkty, plasując się na pozycji lidera. Podopieczni Mikela Artety spadli na 2. lokatę, wy wciąż macie niedużą przewagę nad peletonem pościgowym. Na ile w pana opinii presja może mieć wpływ na końcówkę sezonu w waszym wykonaniu?

- Uważam, że presja w sporcie jest potrzebna i trzeba umieć sobie z nią radzić. Nie ma znaczenia, o co się gra. Jedni rywalizują o mistrzostwo, drudzy o zakwalifikowanie się do europejskich pucharów, a jeszcze inni walczą o utrzymanie. Wszyscy mają swoje cele. Musimy oczekiwać od siebie wiele, bo w przeciwnym razie przestaniemy się rozwijać, a chcemy cały czas przeć do przodu. Dla mnie bardzo istotne jest, żeby piłkarze mieli świadomość, że każdy kolejny mecz jest najważniejszy.

A słowa o skupianiu się na najbliższych meczach nie są poniekąd wyświechtanym frazesem? Często pada to z ust piłkarzy, dyrektorów i prezesów. Jesteśmy już na tym etapie sezonu, w którym na pewno myśli pan o tym, co będzie po 25 maja.

- Oczywiście, że myślę o tym, co może się wydarzyć. Ale to nie jest na chwilę obecną najistotniejsze. Stawiamy krok po kroku. Pewnie po części, dzięki takiemu myśleniu, na sześć kolejek przed końcem jesteśmy na pozycji lidera. To nie są frazesy.

W którym momencie uwierzył pan, że wizja zdobycia tytułu wcale nie jest nierealna?

- Naszym celem była pierwsza ósemka. Teraz można powiedzieć, że powstał sam w sobie taki cel w celu. Skoro na sześć spotkań przed końcem rozgrywek jesteśmy na 1. pozycji, to jest to naturalne, że nasze apetyty zostały rozbudzone. Uważam, że gramy bardzo dobrze w piłkę. Większość punktów, które zdobyliśmy w tym sezonie było całkowicie zasłużone. Jesteśmy dobrze zorganizowani, poukładani taktycznie, mamy dużą jakość indywidualną w zespole. Zdarzały się też spotkania, gdzie mieliśmy trochę szczęścia, ale jemu też trzeba umieć pomóc. Sądzę, że zasłużyliśmy, aby znaleźć się tu, gdzie teraz jesteśmy.

Często w ostatnim czasie padają opinie, że przy tak dobrej grze Jagiellonia może przegrać mistrzostwo wyłącznie sama ze sobą.

- Ciągle ktoś pyta o mistrzostwo, ale my nie chcemy o tym mówić. Podchodzimy do tego na chłodno. Proszę mi wierzyć, że bez względu, na jakiej lokacie skończymy, będziemy ten sezon bardzo szanować. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby być jak najwyżej. Z drugiej strony trzeba pamiętać, z jakiego punktu startowaliśmy oraz jakich mamy rywali. To trochę tak, jakby mały samochodzik ścigał się na torze Formuły 1. Nie będę mówił, że nie będziemy mistrzem i świat się zawali. Nikomu by to nie służyło.

Niemal od samego początku sezonu świetnie prezentuje się ofensywa Jagiellonii. Liczba waszych zawodników, którzy notują ponadprzeciętne liczby, jest istotnie większa w porównaniu do wielu zespołów. Gdyby ktoś przed sezonem powiedział panu, że będziecie jedną z najlepiej atakujących drużyn ostatnich lat, to uwierzyłby pan?

- Być może bym uwierzył. W zeszłym sezonie mieliśmy Marca Guala, który był królem strzelców, a także Jesusa Imaza. Teraz odpowiedzialność rozkłada się na większą liczbę graczy. Zawsze chciałem, żeby moje kluby preferowały ofensywną grę. Doceniam, ile bramek zdobywamy. Dużo czynników ma na to wpływ, niektóre drużyny stawiają na inny styl, natomiast my mamy bardzo duży potencjał w ataku. Obecny model jest lepszy od tego poprzedniego, ponieważ jesteśmy w mniejszym stopniu uzależnieni od jednostki.

Powiedział pan o tym, że celowaliście w 8. miejsce. A jakie cele pozasportowe stawiano przed Adrianem Siemieńcem? Gra proaktywna była jednym z nich?

- Oczekiwaliśmy indywidualnego rozwoju poszczególnych piłkarzy, umiejętnego wprowadzania młodych zawodników, a także stylu gry, który będzie adekwatny do zasobów ludzkich, jakimi dysponujemy. Tych założeń było sporo. Myślę, że większość z nich jest dobrze realizowana, ale czas na szersze podsumowania przyjdzie po zakończeniu sezonu. Na tym etapie jesteśmy zadowoleni z tego, jaką pracę wykonał trener Siemieniec.

Przy jakim procencie udanych ruchów można pana zdaniem mówić o udanym okienku?

- Myślę, że kiedy więcej niż połowa transferów jest udana, to można być usatysfakcjonowanym. Nie jest łatwo operować w realiach polskich klubów. Bardzo szanuje każdego dyrektora sportowego, bo wiem z jakimi problemami na co dzień wielu z nich się mierzy. Myślę, że 50 procent trafionych ruchów to dobry wynik.

Latem poprzedniego roku zawiesił pan poprzeczkę naprawdę wysoko.

- To jest oczywiste, że każdy będzie oczekiwał, żeby ta skuteczność była coraz wyższa. Tak samo jest z miejscem w tabeli. Cieszę się, że skala błędu była w ostatnim czasie dość niska. Im więcej ruchów przeprowadzasz, tym szansa na nietrafione transfery jest większa. Moja filozofia pracy zawsze będzie oparta na tym, żeby każdy ruch był dogłębnie przeanalizowany. Nie tylko, jeśli chodzi o indywidualne umiejętności danego zawodnika, ale przede wszystkim pod kątem tego, czy taki piłkarz jest potrzebny.

Jak minimalizować w takim razie ryzyko błędu przy transferach? Istnieje jakiś złoty środek?

- Nie mam zamiaru nikogo uczyć fachu, ponieważ sam mam jeszcze sporo do nauki. Nie jestem Alfą i Omegą. Każdy dyrektor sportowy ma swoją kulturę, etykę i filozofię pracy. Jest w Polsce wielu bardzo dobrych ludzi na tym stanowisku. Kluczem jest to, że jako dyrektor sportowy musisz wiedzieć, jak ma wyglądać twoja drużyna nie tylko tu i teraz, ale także w przyszłości. Pod to dobierasz sztab szkoleniowy, piłkarzy, pracowników działu analiz i skautów. To jest punkt wyjścia. Trzeba też dopasować to do możliwości i środowiska, w jakim się znajdujesz. Inaczej można budować zespół w takich klubach, jak Lech, Legia, Raków, Pogoń czy Zagłębie, a inaczej w Jagiellonii.

Kristoffer Hansen, Adrian Dieguez, Afimico Pululu, Dominik Marczuk, Jose Naranjo. To było najlepsze okno w pana dyrektorskiej karierze?

- To na pewno było najtrudniejsze okno. Kosztowało mnie osobiście bardzo dużo poświęcenia i czasu. Oczywiście, nie narzekam, bo wiem, na co się pisałem. Dzisiaj z perspektywy czasu można ocenić, że byliśmy skuteczni i z tego się najbardziej cieszę.

Spodziewam się, że lato na rynku transferowym ma pan już w miarę możliwości zaplanowane.

Nie chcemy, aby doszło do więcej niż jednego lub dwóch transferów wychodzących. Nie będzie na pewno tak, że Jagiellonia wyprzeda cały zespół po jednym dobrym sezonie. Chciałbym, aby poziom sportowy się stale podnosił. Szukamy piłkarzy, którzy będą od lata wolnymi agentami. To się w najbliższym czasie nie zmieni. Na pewno chcielibyśmy wzmocnić skrzydła, będziemy rozglądać się za napastnikiem i „dziesiątką”, ale dużo zależy od tego, kto opuści Jagiellonię po zakończeniu obecnej edycji rozgrywek.

W rok wszystko pozmieniało się w Białymstoku niczym w kalejdoskopie. Nie obawia się pan, że wszystko zadziało się zbyt szybko? Rok temu walczyliście o utrzymanie, dziś stoicie przed szansą na wygranie mistrzostwa Polski. Wiele wskazuje na to, że zagracie w europejskich pucharach, które często polskim klubom trudno jest godzić z grą w lidze.

- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy myśleli w takich kategoriach. Po to trenujesz i grasz, żeby zdobywać medale i spróbować swoich sił w Europie. Dla piłkarzy to jest olbrzymia szansa do rozwoju. Mogą pokazać się na międzynarodowych arenach, mają większe szanse, aby otrzymać powołanie do reprezentacji Polski. Jestem ostatnią osobą, która jakkolwiek kalkuluje. Zdaję sobie sprawę, że wielu sparzyło się na graniu na trzy fronty, ale uważam, że to nie jest odpowiedni czas na takie dywagacje. Inna sprawa, że nie możemy też myśleć, że nam się nie uda. To nie jest dobry kierunek. Chcemy się rozwijać i bez względu na to, jak taka przygoda by się potoczyła, byłoby to dla nas bezcenne doświadczenie. Mówię zarówno o mnie, jak i sztabie szkoleniowym oraz piłkarzach. Byłaby to dla wszystkich olbrzymia nauka, która zaprocentuje w przyszłości, kiedy po raz kolejny zetkniemy się z podobną sytuacją.

Zagłębie Lubin - Jagiellonia Białystok

KGHM Zagłębie Arena 20-04-2024, 20:00
PKO Ekstraklasa, Kolejka - 29. kolejka

1:2
(0:1)
źródło: Własne

KONKURS TYPERA

mkszaglebie.pl
Sprawdź swoje umiejętności i typuj z MKSZaglebie.pl. Wygrywaj nagrody!

DODAJ KOMENTARZ (NIEZALOGOWANY)

Możliwość dodawania komentarzy została wyłączona!
 

KOMENTARZE (0)