Zestawienia z przypadku
Zagłębie Lubin w sezonie 2022/2023 skorzystało w rozgrywkach PKO BP Ekstraklasy i Fortuna Pucharu Polski w sumie z 9 piłkarzy, którzy grali w formacji obronnej. Nie jest to mało i widać jak na dłoni, że „Miedziowym” odbijały się czkawką częste rotacje w linii obrony. Zawodnicy się nie rozumieli, nie asekurowali, popełniali proste błędy i byli łatwo ogrywani przez rywali na papierze dużo słabszych. Choć do zawodników Zagłębia możemy się oczywiście pełnoprawnie czepiać za popełnione błędy, tak należy ich zrozumieć, że nie jest łatwo grać mając co mecz innych partnerów. A z drobnymi wyjątkami tak jesienią było. Musimy, jako fani Zagłębia, liczyć, że Waldemar Fornalik uporządkuje tę formację, wprowadzi spokój i względną stabilizację, bo tylko to pozwoli na zbudowanie fundamentów drużyny, która będzie lepsza niż ta obecna.
Nam bronić nie kazano
Lubinianie byli słabi w statystykach straconych goli. W rozgrywkach ligowych naszej drużynie strzelono 27 sztuk. Gorsi od nas były Lechia Gdańsk (30) i Górnik (28). Nasze 27 goli straconych wygląda jeszcze gorzej, gdy popatrzymy na bramki zdobyte (13), co jest najgorszym wynikiem w całej ekstraklasie. Ale o napastnikach jeszcze będzie… Jeśli chodzi zaś o obrońców „Miedziowych”, to przodujemy także w negatywnych statystykach dotyczących liczby straconych goli na mecz, bramek straconych po stałych fragmentach gry oraz strzałów oddanych przez rywali. Zawodnicy Zagłębia Lubin najczęściej tracili gole w drugim kwadransie gry (7 goli) oraz szóstym (8 goli).
Liderzy zawiedli
Na nasze nieszczęście jesienią zawiedli liderzy Zagłębia Lubin. Część z nich występuje w obronie, więc nic dziwnego, że brak odpowiedzialności przełożył się na ogólną słabą grę. Spore pretensje możemy mieć do Bartosza Kopacza czy Jarosława Jacha, którzy za łatwo przegrywali pojedynki, często byli zbyt wolni i w dodatku popełniali błędy indywidualne. Opcje na wiosnę są dwie. Albo ci zawodnicy się ogarną, albo nowy trener poszuka liderów gdzie indziej.
Nieśmieszny żart transferowy z Gruzji
Guram Giorbelidze okazał się być stereotypowym zawodnikiem z zagranicy, który trafia do naszej ligi. Niby gdzieś był, niby coś widział, niby coś pograł, a tak naprawdę jesienią niemal zawsze był w centrum kłopotów Zagłębia Lubin. Ten transfer w ogóle się nie obronił, tym bardziej, że Giorbelidze kreowano na wzmocnienie pozycji obsadzonej przez Mateusza Bartolewskiego. Tymczasem prędzej Gurama można uznać elektrykiem wysokich napięć niż solidnym lewym obrońcą.
Najmniejsze pretensje
Nie ma obecnie zbyt wielu piłkarzy, do których jako kibice nie musimy kierować zbyt wielu pretensji. Na pewno takimi graczami są Aleks Ławniczak i mimo wszystko Mateusz Bartolewski. Pierwszy z wymienionych nie popełniał wielkich błędów lub nie było ich aż tak dużo w porównaniu do Bartosza Kopacza i Jarosława Jacha. Z kolei „Bartol” jak to „Bartol”. Wiadomo, że nie jest wirtuozem i pewnego poziomu nie przeskoczy, jednak gdy grał, nie trzeba było drżeć o każdą akcję na naszej lewej stronie oraz martwić się, że lewy obrońca skończy z golem samobójczym lub czerwoną kartką. A to w przypadku Gurama Giorbelidze, czyli rywala Mateusza Bartolewskiego, takie oczywiste nie było.
Ogólna ocena? Kiepska…
Bylibyśmy niepoważni oceniając pozytywnie formację, przez którą w obecnym sezonie użyliśmy pod nosem zbyt wielu słów powszechnie uznawanych za wulgarne. Tak doświadczonym piłkarzom nie przystoi grać i mamy nadzieję, że są tego świadomi. Nadzieja w trenerze Waldemarze Fornaliku, że ogarnie to wesołe towarzystwo i z miękkiej papki, którą jesienią była obrona Zagłębia, wiosną będziemy oglądać ją jako betonowy mur. Sporo pracy przed sztabem szkoleniowym i zawodnikami. Gdy do ciężkiej pracy nad taktyką dodamy zgranie i stabilizacje, na wiosnę nie powinno być gorzej.