Mecz w pierwszych minutach był dość wyrównany. Piłkarze obu zespołów starali się grać agresywnie, czego efektem były liczne faule. Spotkanie mogło się dla nas rozpocząć bardzo źle, ponieważ w 7. minucie Jakub Wróbel zdobył bramkę. Napastnik ŁKS-u wygrał walkę o górną piłkę z Alanem Czerwińskim, uderzył skutecznie głową i pokonał Dominika Hładuna. Arbiter po krótkiej analizie VAR cofnął decyzję o bramce, bowiem gracz gości faulował Czerwińskiego.
Od tego momentu lubinianie grali już wyraźnie lepiej od swojego rywala. Sporo zamieszania w szykach obronnych drużyny Wojciecha Stawowego wprowadzał Alan Czerwiński, który wielokrotnie wygrywał na prawej stronie pojedynki jeden na jeden i groźnie dośrodkowywał w pole karne. Niestety żadne z tych zagrań nie odnalazło drogi do bramki Arkadiusza Malarza.
Od 39. minuty meczu ŁKS grał w dziesiątkę. Bardzo nierozważnie i chamsko na środku boiska faulował Jakub Wróbel, a sędzia bez zastanowienia pokazał mu drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Od tego momentu znacznie wzrosła przewaga lubinian.
W 45. minucie spotkania "Miedziowi" udokumentowali swoją przewagę. Piękną piłkę między obrońców zagrał Saša Živec, doszedł do niej Damjan Bohar i uprzedzając Macieja Dąbrowskiego, delikatnym strzałem po długim rogu pokonał Arkadiusza Malarza. Do przerwy oba zespoły schodziły przy jednobramkowym prowadzeniu naszej drużyny.
Wszystkim wydawało się, że w drugiej odsłonie spotkania nasza drużyna będzie miała bardzo łatwe zadanie do wykonania i formalnością będzie strzelenie kolejnych bramek. Niestety, nic bardziej mylnego... Co prawda zaczęliśmy od mocnego uderzenia po indywidualnej akcji Živca i strzale Poręby, ale im dalej w las, tym coraz bardziej brakowało zimnej krwi pod bramką ŁKS-u.
W pierwszym kwadransie drugiej połowy mieliśmy jeszcze mecz pod kontrolą. Swoje sytuacje po stałych fragmentach gry mieli Bartosz Kopacz, Lubomir Guldan, a kilkukrotnie z dystansu próbował Bartosz Białek - niestety w każdej ze wspomnianych sytuacji zabrakło precyzji i odrobiny szczęścia.
Ostatnie pół godziny meczu było w naszym wykonaniu dość słabe. Grający w osłabieniu ostatni w tabeli ŁKS zaczął dochodzić do sytuacji strzeleckich i stwarzał zagrożenie pod naszą bramką - szczególnie po stałych fragmentach gry. W 82. minucie meczu Dominguez po zamieszaniu podbramkowym z kilku metrów uderzył technicznie, jednak jego strzał minął bramkę Dominika Hładuna.
W doliczonym czasie gry było o krok od katastrofy. Po dośrodkowaniu w pole karne piłka trafiła na głowę Macieja Dąbrowskiego. Były obrońca "Miedziowych" uderzył w kierunku bramki, a piłka obiła poprzeczkę i słupek, a następnie Lubomir Guldan zablokował dobitkę jednego z graczy gości.
Trzy punkty zawsze cieszą, jednak styl w jakim w piątkowe popołudnie je zdobyliśmy pozostawia wiele do życzenia.