Damian Dąbrowski po kilkunastu latach powrócił do Zagłębia Lubin, czyli macierzystego klubu, w którym niegdyś z niego zrezygnowano. Z doświadczonym pomocnikiem porozmawialiśmy przekrojowo o całej karierze. Czy czuje, że na starych śmieciach ma coś do udowodnienia? Czy w przeszłości na horyzoncie pojawiały się kiedyś jakieś zagraniczne oferty, których żałuje? Który moment w jego przygodzie z piłką był najtrudniejszy? Czy zawsze przejawiał cechy przywódcze? Jak dużym rozczarowaniem jest bieżący sezon w wykonaniu „Miedziowych”? Czy w Lubinie jest zbyt wygodnie? Zapraszamy.

Jeżeli zdrowie i chęci dopiszą, możesz zakręcić się w okolicach 400 meczów rozegranych na ekstraklasowych boiskach. Byłeś kapitanem Cracovii, Pogoni, a teraz nosisz na ramieniu opaskę w Zagłębiu. Zagrałeś w narodowych barwach. Uważasz, że wycisnąłeś z kariery tyle, ile się dało?

- Może zabrzmi to trochę nieskromnie, ale uważam, że moja kariera mogła być jeszcze lepsza i barwniejsza. Druga strona medalu jest taka, że jestem z niej dumny. Gdybym mógł ją przeprowadzić jeszcze raz, to wcale bym nie narzekał. Wciąż mam trochę do zrobienia i jestem pewien, że uda się czymś fajnym tę przygodę spuentować.

Transfer z Pogoni do „Miedziowych” wydaje się być sportowo zejściem o schodek niżej.

- Pokażą to ten i kolejny sezon. Na pewno organizacja i otoczka wokół klubu są w Lubinie na nieco niższym poziomie. Kiedy trafiłem do Pogoni, to klub wchodził w okres dynamicznego rozwoju. Stadion był zburzony, rozpoczynała się budowa nowego obiektu, przebieraliśmy się w starym budynku. Od fundamentów widzieliśmy, jak ten projekt się tworzy. Trener Kosta Runjaić często nawiązywał do tego, że byliśmy częścią początku nowej historii Pogoni. Trafiłem do ekipy „Portowców” w naprawdę fajnym momencie. Przez kilka lat udało się nam stać się regularnym bywalcem ligowej czołówki i rywalizować o najwyższe cele. Wytworzyła się w Szczecinie moda na kibicowanie. W Lubinie specyfika jest nieco inna, ponieważ miasto jest mniejsze. Pod tym kątem jest to dla mnie zmiana, aczkolwiek jeżeli chodzi o aspekty czysto sportowe, to nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy także zrobili krok naprzód i zaczęli walczyć o lokaty w górnej części tabeli.

Decydując się na przenosiny do Lubina, miałeś z tyłu głowy, że masz tu coś jeszcze do udowodnienia? Kiedyś postawiono na tobie w Zagłębiu krzyżyk.

- Bardziej było to dla mnie motywacją, kiedy wracałem tutaj jako zawodnik innych klubów. Gdy byłem młodszy, to nie wyobrażałem sobie, że mogę grać gdzieś indziej niż w Zagłębiu. Potrzebowałem czasu, aby dojrzeć do tego i zdać sobie sprawę, że nie mogę mieć do nikogo pretensji, bo to jest normalna kolej rzeczy. Myślę, że swoją karierą udowodniłem już, że to ja miałem rację. Z drugiej strony może tak po prostu musiało być. Nie wiemy, co by się stało, gdybym został w Lubinie.

W wieku 18 lat zadebiutowałeś na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, ale początki twojej seniorskiej kariery usłane różami nie były. Musiałeś wyjechać, poszukać szczęścia gdzieś indziej. Zaliczyłeś epizod w Polkowicach, a potem zgłosiła się Cracovia, czyli nieoczywisty na tamten czas klub, który miał trochę problemów. 

- Wypożyczenie do Polkowic było jednym z najgorszych momentów w mojej karierze. Nie zareagowałem dobrze na to, że zostałem odsunięty od pierwszego zespołu Zagłębia. W głowie kłębiły mi się różne myśli. Spędziłem w Górniku pół roku i liczyłem, że uda mi się ponownie wpisać w łaski trenerów Zagłębia, ale tak się nie stało. To był też czas, kiedy pierwszy raz związałem się z agencją menadżerską. Po analizie mojej ówczesnej sytuacji zdecydowaliśmy się na przenosiny do Krakowa. Okazało się to być bardzo dobrym posunięciem, choć na pierwszy rzut oka był to wybór, który mógł budzić wątpliwości. Pierwszy sezon w Cracovii był wymagający. Moim konkurentem był Sławek Szeliga, który był kapitanem zespołu. Nie było mi łatwo się przebić, nieraz się złościłem, lecz dzisiaj mogę powiedzieć, że była to dla mnie niezwykle cenna lekcja. Udało nam się awansować, „Pasy” zdecydowały się mnie wykupić i zacząłem budować swoją pozycję w Cracovii. Jestem zadowolony z tego, co udało mi się w Krakowie osiągnąć. Szkoda tylko kontuzji, które mi się później przytrafiły, gdyż pewnie mogłem dać drużynie dużo więcej. W tamtym czasie zacząłem otrzymywać powołania do reprezentacji narodowej, co też z całą pewnością było korzystne dla klubu. 

Twoja kariera rozwijała się stopniowo, co jest nieco odmienne w stosunku do aktualnych losów młodych zawodników, którym często wystarczy jedną dobra runda, aby światła fleszy były skierowane na nich. Wszystko dzieje się teraz szybciej.

- Pamiętam, że gdy wchodziłem do pierwszej drużyny Zagłębia, to młodych piłkarzy w kadrze można było policzyć na palcach jednej ręki. Musieliśmy sobie jakoś radzić i wkupić się do zespołu. Z perspektywy klubu na pewno świetnie, że ci chłopcy obecnie mają łatwiej, ponieważ często kilka dobrych występów potrafi sprawić, że pojawiają się za nich milionowe oferty. Jest to fenomenalna reklama, wszystkie laury zbiera akademia. Jeżeli chodzi o relacje w szatni, to mam wrażenie, że dzisiaj młodzi zawodnicy nie potrzebują mieć łączności ze starszymi. Często tworzą swoją grupę, dzięki czemu dużo łatwiej jest im stawiać pierwsze kroki w seniorskim futbolu. Myślę jednak, że to też jest taka broń obusieczna. Być może czasem niektórzy są na początku zbyt bezczelni, bo potem pojawia się jakiś zakręt, z którego trudno im wrócić na właściwą ścieżkę. Chciałbym, żeby jak najwięcej chłopaków się przebijało. Jednym z celów, jakie przed sobą stawiam, jest pomaganie młodzieży.

Przez kilkanaście lat występowałeś w zaledwie czterech klubach. Niektórzy zawodnicy potrafią zaliczyć tyle samo w przeciągu dwóch-trzech sezonów.

- Myślę, że wynika to z tego, jakim człowiekiem jestem. Z drugiej strony nie wiem też, czy kiedyś w moim życiu nie stanie się tak, że będę musiał częściej zmieniać pracodawcę. Piłkarski biznes jest dynamiczny. Chciałbym zapuścić w Lubinie korzenie, ale wpływ na to, jak potoczą się moje dalsze losy ma kilka czynników. Moja forma musi być na odpowiednim poziomie, rozwój drużyny też musi podążać w odpowiednim kierunku. Na początku kariery marzyłem o tym, żeby całą spędzić w Zagłębiu. Szybko zostało to zweryfikowane. Szkoda, bo bardzo chciałbym być piłkarzem, który występował tylko w jednym miejscu. Moim pierwszym idolem był Steven Gerrard. Wzorowałem się na nim i wtedy wyobrażałem sobie, że będę takim Gerrardem tutaj. Wiadomo, że przy zachowaniu wszelkich proporcji, ponieważ twardo stąpam po ziemi. (śmiech)

Zawsze przejawiałeś cechy lidera? W każdym klubie, w którym występowałeś prędzej czy później zaczynałeś odgrywać jedną z pierwszoplanowych ról.

- Nikt nigdy nie powiedział mi tego wprost, ale wewnętrznie zawsze czułem, że coś takiego we mnie jest. Łatwo można dostrzec, czy ktoś ma predyspozycje do tej roli.  W różnych szatniach widywałem piłkarzy, którzy starali się być liderami na siłę. Ja uważam, że to są wrodzone cechy, których nauczyć się nie da. Dużo ludzi wciąż myśli, że pełnienie funkcji kapitana kończy się na wyprowadzeniu drużyny na murawę, zdjęciu z sędziami i noszeniu opaski na ramieniu. W moim mniemaniu to jest znacznie głębsza funkcja. Przede wszystkim to jest wiele rozmów z drużyną, z trenerami i zarządem. Uważam, że całkiem nieźle radziłem sobie w tej roli w Pogoni. Ufam też swojej intuicji, ponieważ nigdy nie zaprowadziła mnie ona w złym kierunku.

A z perspektywy czasu ubolewasz, że tylko raz udało ci się zagrać w kadrze? Gdyby nie kontuzje, to tych występów mogło być co najmniej kilka więcej.

- Uśmiecham się zawsze, kiedy ktoś pyta mnie o reprezentację. Jestem dumny, że udało mi się zagrać z orzełkiem na piersi. Dzisiaj możemy sobie jedynie gdybać, co by się wydarzyło, jeżeli nie nabawiłbym się poważnych urazów. Dwukrotnie zerwałem więzadła krzyżowe, co sponiewierało mnie niesamowicie. Tamten czas był dla mnie straszny, ale mnie ukształtował. Dopiero wtedy zrozumiałem, czym jest trening indywidualny. Staram się przekazywać wiedzę, którą nabyłem innym zawodnikom. Te niezbyt przyjemne doświadczenia z problemami zdrowotnymi pozwoliły mi później na wyprowadzenie moich zdolności fizycznych na wyższy poziom. Czuje się aktualnie bardzo dobrze.

Kiedy odchodziłeś z Cracovii, mówiło się, że być może spróbujesz swoich sił za granicą. Nie kusiło cię wówczas, żeby faktycznie wyjechać z Polski?

- Podejmowaliśmy różne tematy, ale nie było jakichś bardzo konkretnych propozycji. Nie chciałem dopuścić do takiej sytuacji, że będę musiał czekać do końca okienka. Zagraniczne kluby, które wyrażały zainteresowanie, zwlekały z przedstawieniem ofert. Czułem się wypychany z Cracovii. Zmieniłem w tamtym okresie menadżerów. Usłyszałem od nich wtedy, że zainteresowanie jest spore, ale trzeba będzie najprawdopodobniej poczekać. Rynek polski był dla mnie z kolei otwarty. Miałem kilka potencjalnych kontraktów na stole…

I było też wówczas zapytanie z Zagłębia.

- Takie informacje ujrzały nawet światło dzienne. Zresztą w związku z tym miała miejsce dosyć zabawna sytuacja. Siedziałem w samolocie do Szczecina, a znajomi zaczęli do mnie pisać, że cieszą się, że wracam do Lubina. Dopiero kiedy wylądowałem, to te wiadomości zaczęły do mnie spływać. Pamiętam, że ludzie z Pogoni wieźli mnie wtedy na testy medyczne, a ja odpisywałem moim przyjaciołom, że nic z tych rzeczy.

Na przestrzeni kilkunastu twojej kariery były jakieś propozycje spoza Polski, których obecnie żałujesz?

- Były oferty z Włoch i Francji. Na początku moja głowa trochę się zafiksowała, że rzeczywiście może się udać. Pamiętam, że czytałem na temat tych klubów i miast. Myślę, że gdyby zdrowie pozwoliło, to może udałoby się któryś z tych ruchów sfinalizować.

Biorąc pod uwagę twoje dalsze losy, Pogoń okazała się być trafionym wyborem. U Kosty Runjaicia stałeś się ważnym ogniwem. Dwukrotnie zająłeś z „Portowcami” 3. miejsce. Staliście się przez ten czas ekipą, która na stałe dołączyła do grona drużyn, które co roku rywalizują o najwyższe cele. 

- W debiutanckim sezonie w barwach „Portowców” nie grałem regularnie. Myślę, że jednym z takich przełomowych momentów był czas, w którym asystentem trenera Runjaicia został Tomasz Kaczmarek. Tomek ukierunkował mnie, co powinienem w swojej grze poprawić. Upłynęło trochę czasu, skorygowałem pewne niuanse i w pewnym momencie rzeczywiście zacząłem rozpoczynać spotkania w wyjściowym składzie. Trener na mnie postawił i dostałem mentalnego kopa. Niedługo potem Adam Frączczak żegnał się z Pogonią. Trener podjął wówczas decyzję, że chciałby, abym to ja był kapitanem. Musiałem porozmawiać o tym z drużyną. W szatni byli Sebastian Kowalczyk i Kamil Drygas, którzy już wcześniej mieli okazję zakładać kapitańską opaskę. Skonsultowałem to z nimi, bo chciałem być fair. Nie mieli oni do tej decyzji żadnych zastrzeżeń. To wszystko było dla mnie ogromnym doświadczeniem. Później wielokrotnie słyszałem ze szczecińskiego środowiska, że ludzie byli zadowoleni z tego, w jaki sposób pełniłem tę funkcję.

Sporo mówiło się swego czasu, że twoja charakterystyka nie do końca pasowała do stylu, jaki preferuje Jens Gustafsson.

- Do mnie takie sygnały wcale nie dochodziły. Miałem dobre relacje z obydwoma trenerami, którzy prowadzili Pogoń, kiedy w niej występowałem. W Szczecinie kładziony jest mocny nacisk na to, żeby komunikacja była na wysokim poziomie. Każdy ma prawo do swojej opinii, natomiast ludzie często nie znają pewnych kulisów tego, co dzieje się w klubie. Często rzeczywistość różni się diametralnie w stosunku do wyobrażeń osób z zewnątrz.

A gdybyś miał wybrać, to wolisz futbol Kosty Runjaicia czy Jensa Gustafssona?

- Postawiłbym na grę, którą preferuje trener Runjaić, natomiast piłka Gustafssona też mi nie przeszkadzała. Szczerze, to chciałbym mieć takie dylematy w każdym klubie, bo niektórzy nie posiadają w ogóle stylu lub ich pomysł na futbol nie do końca mi odpowiada.

Nie jest tajemnicą, że przed tym sezonem apetyty w Zagłębiu były rozbudzone. Włodarze klubu podkreślali, że liczą, że uda się wreszcie wyrwać z marazmu, jaki opanował klub w ostatnich latach. Dziś można już powiedzieć, że najprawdopodobniej skończycie sezon w środku stawki. Można powiedzieć, że ta edycja rozgrywek jest rozczarowaniem?

- Na początku tego sezonu punktowaliśmy chyba ponad stan. Mówiliśmy sobie, że trzeba pójść za ciosem, bo kiedy idzie, to trzeba umieć to wykorzystać. Później przyszły gorsze momenty. Sam zastanawiałem się nad tym, dlaczego wpadliśmy w dołek. Czasami pada takie mądre stwierdzenie, że suma szczęścia równa się zero. Myślę, że teraz złapaliśmy lepszą serię i oddzieliliśmy grubą kreską to, co było w poprzedniej rundzie. Mam nadzieję, że uda nam się ustabilizować formę przez dłuższy czas. Wyeliminowanie wahań naszej dyspozycji jest czymś, na czym powinniśmy się skupić.

W Lubinie jest twoim zdaniem za wygodnie? Utarł się w środowisku stereotyp, że w Zagłębiu zawsze ciepła woda leci z kranu.

- To jest bardzo złożone pytanie. Z tego co wiem właściciel i kibice chcieliby, abyśmy walczyli o lokaty w czubie tabeli. Jeżeli chodzi o wygodę, to być może będzie to kontrowersyjne, co teraz powiem, ale w Szczecinie kilka elementów było na wyższym poziomie. Mam na myśli chociażby jakość boisk i warunki do odnowy biologicznej. Wielu ludziom wydaje się, że w Lubinie jest wszystko, czego potrzeba. Sęk w tym, że jedno jest mieć, a drugie umieć takimi rzeczami zarządzać. W każdej dziedzinie klub musi iść do przodu. Nie umiem na ten moment jednoznacznie zdiagnozować, skąd bierze się stagnacja Zagłębia w ostatnich latach. Jestem tu tylko pół roku z haczykiem. Myślę, że za jakiś czas będę w stanie powiedzieć więcej.

Jakie ambicje macie w takim razie obecnie? Nie oszukujmy się, że bieżącą kampanię można najpewniej spisać na straty.

- Nie będę ci opowiadał bajek, że walczymy o podium. Na ten moment chciałbym, abyśmy złapali równą formę i uplasowali się w górnej połowie tabeli.

źródło: Własne

KONKURS TYPERA

mkszaglebie.pl
Sprawdź swoje umiejętności i typuj z MKSZaglebie.pl. Wygrywaj nagrody!

DODAJ KOMENTARZ (NIEZALOGOWANY)

Możliwość dodawania komentarzy została wyłączona!
 

KOMENTARZE (3)


29.03.24 07:40
Jak dla mnie to pozytywna zmiana jeśli mówimy o opasce kapitana. Sam Damian odkąd ją przejął wygląda lepiej, mimo że jeszcze przytrafiają mu się błędy. Dobry wywiad oby więcej takiego materiału tu. 

processing comment 2 1
28.03.24 18:15
guest profile picture
Oldboy (Gość)
Musisz zapuścić bo czas już minął, już niebawem trzeba będzie się wzissc za solidna robotę a i wypłaty będą skromne

processing comment 1 2
27.03.24 01:14
guest profile picture
Papagol (Gość)
Dziękuję za tak udany wywiad. :)

processing comment 2 2