Długa zastanawiał się Pan nad oferą z Warty Poznań?
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że od razu przystałem na propozycję Warty. Na pewno bardzo się z niej ucieszyłem, ponieważ jest to Ekstraklasa i ciężko jest odmówić. Rozważałem, czy jest szansa na utrzymanie, bo gdyby jej nie było, to pewnie nie zdecydowałbym się na przyjście do poznańskiego zespołu.
Czym różni się spojrzenie nazwijmy to nowej fali trenerów od starej gwardii, od szkoleniowców, którzy na piłce zjedli zęby?
- Ciężko powiedzieć, bo żeby jednoznacznie to stwierdzić, trzeba wejść także w ich buty. Na pewno różnią się analizy. Częściej używamy komputerów. Trenerzy starszej daty potrafią równie dobrze ustawić drużynę, ale bazują na pracy typowo boiskowej. U nas dużo rzeczy odbywa się przed treningami, podczas odpraw.
Bardzo musiał się Pan natrudzić, by zmienić oblicze Warty Poznań? Potrafiliście wychodzić wysokim pressingiem, podczas gdy Warta Poznań Piotra Tworka rzadko wychodziła wysoko.
- Potrafiliśmy wyjść wysokim pressingiem, ale były też mecze, w których broniliśmy nisko, tak jak przeciwko Lechowi czy Lechii w rundzie jesiennej. Czy to było ciężkie, czy nie? To jest proces. Najpierw pracowaliśmy nad całą strukturą, funkcjonowaniem poszczególnych formacji, a dzisiaj skupiamy się bardziej na detalach. Idziemy w kierunku indywidualizacji, bo wierzymy, że to pozwoli nam zrobić kolejny krok naprzód.
A co zmieniło się najbardziej?
- Patrząc przez pryzmat suchych statystyk: częściej podchodzimy do pressingu, jest więcej prób pressingowych, pressing jest procentowo skuteczniejszy. Przy podobnej liczbie podań co wcześniej, częściej notujemy podania kluczowe, częściej tworzymy sobie okazje strzeleckie. Świadczyć to może o tym, że jest lepsza struktura ataku pozycyjnego. Przełożyło się to na mniej straconych goli i więcej strzelonych. No i statystyki expected goals i expected points, które w pewnym stopniu oddają to, jak punktujemy, jak potem wygląda tabela.
Niewykorzystane rzuty karne to problem mentalny?
- Faktycznie, nawet ostatnio rzuty karne zmarnowali Adam Zrelak i Frank Castaneda. Nie widzę jakiejkolwiek różnicy między klubami, w których pracowałem wcześniej a Wartą, a mimo to rzeczywiście ostatnimi czasy pudłujemy. Czy to problem mentalny? Nie wiem. Castaneda strzelał rzuty karne w Sheriffie, Adam Zrelak wcześniej nie miał problemów z wykorzystywaniem jedenastek, Mateusz Kupczak na dwanaście karnych wcześniej, jedenaście strzelał. Teraz nagromadziły się nam te niestrzelone karne, ale kiedy wykorzystamy wreszcie dwa czy trzy z rzędu, to problem ucichnie, nikt nie będzie o nim pamiętał.
A skoro wywołał Pan Castanedę - zastanawialiście się dlaczego chce on trafić do Warty. Nie był Pan zdziwiony, że piłkarz z takim CV trafia do zespołu z dolnej części tabeli Ekstraklasy?
- Byłem zdziwiony. I prawdę mówiąc, byłem przekonany, że coś jest nie tak. Ale pozytywnie się zaskoczyłem. Jest on z nami na krótko - jedynie do końca czerwca. To odstraszyło inne kluby. Myślałem, czy nie ma on jakiejś ukrytej kontuzji, czy nie ma on jakiegoś poważnego problemu mentalnego. Dyrektor Mozyrko jednak prześwietił Castanedę wzdłuż i wszerz, zapewniając, że wszystko jest w porządku. I rzeczywiście tak jest.
Wartę Poznań objął Pan 8 listopada. Bierze Pan pełną odpowiedzialność za końcowy wynik?
- Na końcowy wynik składa się wiele aspektów. Ciężko powiedzieć, że jedna osoba bierze odpowiedzialność za wynik. Jest cały sztab ludzi - od ludzi zarządzających, przez dyrektorów sportowych, a w Warcie może się okazać, że do końca sezonu będzie ich trzech. Kampanię rozpoczynał dyrektor Graf, później był dyrektor Mozyrko, obecnie chwilowo dyrektora sportowego nie ma. Jeżeli utrzymamy się jednym punktem, to trudno będzie powiedzieć, że to będzie moja zasługa, bo cześć punktów zdobył Piotr Tworek ze swoim sztabem. Jeśli się nie utrzymamy, to sytuacja jest analogiczna. Jest to odpowiedzialność zbiorowa.
Kto będzie faworytem piątkowego meczu?
- Faworytem będzie Zagłębie.
Gdyby mógł Pan zabrać jednego zawodnika Zagłębia do Warty, to kto by to był i dlaczego.
- Nie rozpatruje tego w taki sposób.
Dyplomatycznie.
- Byłoby to niefortunne, gdybym dzisiaj powiedział kogo bym chciał, bo przecież mam w Warcie piłkarza, który gra na danej pozycji. Nie czułbym się komfortowo, gdyby zapytałby Pan, któregoś z moich zawodników, jakiego wolałby mieć - Stokowca czy Szulczka. Dlatego ja też nie analizuje tego w ten sposób.
Kończąc - jakie jest Pana trenerskie marzenie?
- Poprowadzić zespół w Lidze Mistrzów.