Czuje się pan trochę jak MacGyver, szukając nowych rozwiązań? Z powodu urazów nie będzie mógł w pan w najbliższym czasie korzystać z Adama Zrelaka, Michała Kopczyńskiego i Jakuba Kiełba.
- Myślę, że aż tak to nie. Taka jest po prostu specyfika pracy trenera. Rzeczywiście, na kilku pozycjach rywalizacja jest bardzo mała lub nie ma jej w ogóle. Jako sztab musimy trochę się głowić, żeby dostosowywać model naszej gry pod zawodników, których aktualnie mamy do dyspozycji, a nie na odwrót.
Elastyczność taktyczna drużyny będzie obecnie kluczowa? Pana Warta w razie konieczności potrafi zmieniać nieco swój sposób gry.
- Na pewno jesteśmy teraz etapie, w którym musimy się w pewien sposób na nowo zdefiniować. Znaleźć trochę inny sposób grania, w którym będziemy mogli uwypuklić swoje zalety. Myślę, że szybko znajdziemy antidotum na te bolączki, z którymi przychodzi nam się mierzyć.
Znalezienie kogoś, kto zastąpi Adama Zrelaka w roli headlinera Warty Poznań to kolejne z wyzwań, które stoi przed pańskim sztabem na najbliższe tygodnie?
- W ataku jest Dario Vizinger i przesuwamy tam Macieja Żurawskiego, który ma dużą jakość w trzeciej tercji. Oczywiście, Maciek nie jest nominalnym napastnikiem, więc będzie musiał nauczyć się pewnych zachowań, ale ustawienie z tą dwójką w ataku daje nam sporo możliwości. Liczę na to, że będą oni gwarantowali gole oraz asysty, natomiast ich zadania dotyczą także pressingu. Jeśli chodzi z kolei o liderów w szatni, to mamy kilku zawodników, którzy nosili już kapitańską opaskę. Poradzimy sobie.
W zeszłotygodniowym meczu z Lechem w wyjściowym składzie nie było nominalnego napastnika.
- Dario miał za sobą trudny sezon w 2. Bundeslidze i dochodzi do odpowiedniej formy. Wiedzieliśmy, że Vizinger nie da rady rozegrać pełnych 90 minut, dlatego postawiliśmy rozpocząć spotkanie bez klasycznej „dziewiątki”. W pierwszej połowie piłkarze mają więcej siły do biegania, więc taka taktyka wydawała się być optymalna. Przy naszych ograniczonych możliwościach zmian nie chcieliśmy też zostawać bez zawodnika, który mógłby w drugiej połowie dać nam świeżość, swoim wejściem dać zespołowi bodziec. Plan się nam spinał, więc się na niego zdecydowaliśmy. Niestety, nie poszedł za tym wynik, choć kiedy Vizinger pojawiał się na placu gry, to było 1:0 dla Lecha i mogliśmy jeszcze odwrócić rezultat tego spotkania.
Kołderka jest krótka. Warta bierze pod uwagę poszukiwania na rynku wolnych zawodników?
- Bierzemy to pod uwagę. Możliwe, że ktoś jeszcze wzmocni Wartę, natomiast na ten moment nie mogę nic więcej zdradzić (w piątek Warta ogłosiła pozyskanie Tomasa Prikryla - przypis redakcyjny).
Praca w takich warunkach nie może być do końca komfortowa. Cały czas jesteście zmuszeni szukać jakichś nieoczywistych rozwiązań, przy których nasuwają się znaki zapytania. W wywiadzie dla „Weszło” przed rozpoczęciem sezonu nie chciał pan powiedzieć, czy widzi pan trzy słabsze kadrowo drużyny od Warty.
- Widząc, kto odchodzi z zespołu, przewidywałem, że czeka nas ciężka runda. Mieliśmy dużo momentów w zeszłym sezonie, w których kluczowi zawodnicy byli zdrowi i wyniki były dobre, a kiedy z jakichś powodów wypadali, to sprawy się komplikowały. Póki co, na papierze jesteśmy słabsi niż jeszcze kilka miesięcy temu. Myślę, że po części się to potwierdziło.
Czyli można powiedzieć, że jest pan zawiedziony okienkiem transferowym?
- Tak jak mówiłem, czekam na to, co się wydarzy w związku z zawodnikami bez kontraktu, ale wiadomo, że zawsze mogłoby być lepiej. Chciałbym bardzo, żeby okazało się na koniec sezonu, że poradziliśmy sobie lepiej, niż wszystko na to wskazywało przed jego startem.
Po ośmiu kolejkach pana zespół zgromadził na swoim koncie dziewięć punktów. To jest wynik, który pana do tej pory satysfakcjonuje? Choćby po meczach z Rakowem Częstochowa, Radomiakiem Radom czy Ruchem Chorzów mogliście odczuwać niedosyt.
- Na pewno biorąc pod uwagę te wspomniane mecze, w których za każdym razem traciliśmy bramki w ostatnich dziesięciu minutach, trochę plujemy sobie w brodę. Zamiast siedmiu punktów zdobyliśmy dwa. Trzeba mieć jednak na uwadze to, że byliśmy wtedy na innym etapie jako drużyna. Z ławki wpuszczałem wtedy piłkarzy, którzy są bardzo młodzi albo tak naprawdę nie byli jeszcze do końca gotowi. To mocno rzutuje na wyniki, bo trudno jest nam o pięć zmian, które podnosiłyby jakość. Musimy szukać innych rozwiązań. Fajna to jest dla mnie szkoła, bo uczę się kreatywności jako trener, więc szukam plusów tej sytuacji. Po odejściu Janka Grzesika i Roberta Ivanowa, doszedł Kuba Bartkowski, który jest w coraz lepszej formie. Korzysta z tej obecnej sytuacji choćby Wiktor Pleśnierowicz, który sporą część poprzedniego sezonu stracił przez kontuzję. Uważam, że dla nas końcówka rozgrywek będzie ważniejsza, bo piłkarze będą z biegiem czasu w coraz lepszej dyspozycji. W zimie będziemy szukać kolejnych wzmocnień. Do zimy musimy uzbierać jak najwięcej punktów, żeby potem nie martwić się bardzo walką o utrzymanie się.
Odkąd pracuje pan w Warcie, w każdej rundzie pojawia się w zespole nieoczywisty lider. Bez zbędnej kokieterii kilku zawodników udało się pańskiemu sztabowi sobie zbudować. Teraz tym kimś ma być właśnie Pleśnierowicz?
- Podsumowując, mam za sobą z Wartą Poznań trzy pełne rundy. W każdej z nich ktoś, kto wydawał się nieoczywisty, zrobił ogromny postęp. Myślę, że dotyczy to Konrada Matuszewskiego, Jędrka Grobelnego, Kajetana Szmyta. Chciałbym, żeby Wiktor dołączył do tego grona. Oprócz młodych piłkarzy jest też kilku starszych zawodników, którzy poprawili swoje umiejętności. Fajnie, jeśli w każdej kolejnej rundzie mieli takie odkrycie i na podsumowanie dwóch lat mojej pracy tutaj, moglibyśmy powiedzieć, że rozwinęliśmy sporą grupę zawodników. Pamiętam pierwsze derby z Lechem za mojej kadencji, w których było w drużynie Warty znacznie mniej graczy poniżej 23 roku życia. Myślę, że to jest dobry kierunek, który obrał klub. W taki sposób możemy zrobić coś dobrego dla polskiej piłki, bo powiedzmy sobie wprost, że na dłuższą metę sportowo Warcie trudno będzie konkurować o najwyższe cele z najlepszymi w Polsce.