Dawid Szulczek mówił o nim, że będzie reklamą Warty i jej akademii. Sam Kajetan Szmyt przyznaje, że kompletnie inaczej wyobrażał sobie puentę kilkunastoletniej przygody w poznańskim klubie. Z nowym skrzydłowym „Miedziowych” porozmawialiśmy o spadku „Zielonych”, o szumie medialnym wokół jego transferu, słowach dyrektora Masłowskiego, powodach wyboru Zagłębia jako nowego klubu, a także wyzwaniu zastąpienia Kacpra Chodyny. Zapraszamy.

Jak wyobrażałeś sobie koniec przygody w Warcie?

- Na pewno nie tak, jak to się wszystko zakończyło. Wcześniej Warcie przez kilka sezonów z rzędu udawało się utrzymywać w lidze, choć za każdym razem byliśmy typowani jako kandydat do spadku, dlatego nie brałem pod uwagę takiego scenariusza. Myślałem, że odejdę w nieco innych okolicznościach. Liczyłem też, że klub otrzyma za mnie trochę większe środki.

Czujesz się odpowiedzialny za spadek?

- Byłem jedną z kluczowych postaci, lecz cała drużyna musi wziąć to na klatę. Jakąś odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, ponoszę, aczkolwiek nie wydaje mi się, żebym był jednoosobowo winny takiemu obrotowi spraw.

Dramaturgii dodaje fakt, iż przez cały sezon ani razu nie znajdowaliście się w strefie spadkowej. Wydarzyło się to dopiero po końcowym gwizdku ostatniego meczu.

- Nic nie zapowiadało, że spadniemy, dlatego był to dla nas szok. Tak jak mówisz, przed spotkaniem z Jagiellonią ani przez moment nie byliśmy w czerwonej strefie. Cztery kolejki przed zakończeniem rozgrywek nie byliśmy w złym położeniu. Pamiętam, że po ostatnim gwizdku w Białymstoku, fani wbiegli na boisko. Podchodzili także do nas, a ja zapytałem o wynik starcia Lecha z Koroną, ponieważ będąc na murawie, nie znałem go. Dopiero, gdy usłyszałem, jakie rozstrzygnięcie padło w tamtym meczu, dotarło do mnie, co się wydarzyło. To boli, ale takie jest życie.

Co zawiodło?

- Trudno mi powiedzieć. Prawdę mówiąc, przez ten burzliwy okres po spadku nie miałem jeszcze czasu, aby głębiej się na tym zastanowić. Na pewno kilka rzeczy się na to złożyło. Może trzeba było bardziej, kolokwialnie mówiąc, docisnąć śrubę, kiedy na parę serii gier przed końcem byliśmy w dość komfortowej sytuacji. Przegraliśmy na przykład 0:1 z Legią, a było też kilka innych meczów, z których można było wycisnąć więcej. Nie jestem pewien, czy chcę w ogóle to analizować…

Dawid Szulczek to dobry szkoleniowiec?

- Sądzę, że tak. Na początku kariery każdego młodego zawodnika potrzebna jest osoba, która na ciebie postawi. Wcześniej byłem wypożyczony do Górnika Polkowice, gdzie zaufał mi trener Barylski. Wróciłem do Warty, pół roku nie grałem, a potem zacząłem dostawać minuty w końcówkach meczów. Jestem wdzięczny Dawidowi Szulczkowi i klubowi.

Trener Szulczek operował w określonych realiach, które były dość mocno ograniczone, niemniej jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że momentami Warta kaleczyła futbol.

- Nie graliśmy piłki, która mogła cieszyć oko. Był to mocno defensywny styl, natomiast nie pomagało to, że było dużo kontuzji. W pewnym momencie wypadło nam siedmiu zawodników, przez co trener musiał łatać dziury. Zasoby ludzkie były ograniczone.

Kontuzja Adama Zrelaka w przekroju całego sezonu była największą bolączką, z którą musieliście się zmagać?

- Brakowało go na boisku i w szatni. Poza tym, że Adam gwarantował nam wiele bramek, dawał też mnóstwo, jeżeli chodzi o kwestie, na które mniej w ostatecznym rozrachunku zwraca się uwagę. Mam na myśli pracę w pressingu, liczbę wykonywanych sprintów, skupianie na sobie uwagi obrońców. Mi też grało się łatwiej, kiedy miałem go obok siebie na murawie.

Może jest tak, że Warta za długo oszukiwała przeznaczenie. Po awansie „Zieloni” byli traktowani jako kopciuszek, ale potem wszystkim spowszednieliście. Tymczasem warunki infrastrukturalne i finansowe znacznie odbiegały od ekstraklasowych standardów.

- Widziałem jedną z wypowiedzi trenera Szulczka, który uderzał właśnie w takie tony. Trochę w tym prawdy jest, bo nie mogliśmy liczyć na wiele udogodnień, które są normą w innych miejscach. Z drugiej strony Puszcza Niepołomice pokazała, że dzięki zaangażowaniu, organizacji gry i świetnie wyćwiczonym stałym fragmentom, można utrzymać się w lidze. Wcale nie trzeba grać pięknie.

Jeżeli chodzi o indywidualne liczby, to miniona kampania była w twoim wykonaniu nie najgorsza. Siedem bramek i dwie asysty to statystyki całkiem przyzwoite.

- Nie miałem też zbyt wielu okazji. Uważam, że mogłem dorzucić jeszcze trzy bramki. Tym bardziej, że na początku ubiegłej kampanii byłem wyznaczony do wykonywania rzutów karnych. Jeden z nich zmarnowałem. Mogła to też być ta bramka, która zadecydowałaby o naszym utrzymaniu, chociaż było też kilka meczów, w których na własne życzenie gubiliśmy punkty. Myślę, że nie ma jednak co narzekać, bo jeżeli umiesz wykorzystywać swoje umiejętności, to nieistotne, jaką taktykę preferuje twoja drużyna, potrafisz przekuwać własne atuty na konkrety.

W listopadzie poprzedniego roku trener Szulczek na łamach „Przeglądu Sportowego” wypowiadał się, że w przyszłości będziesz reklamą Warty i jej akademii.

- Grałem we wszystkich kategoriach wiekowych w akademii, byłem na dwóch wypożyczeniach, następnie zacząłem stanowić o sile ofensywy pierwszego zespołu Warty. Myślę, że można tak o mnie poniekąd powiedzieć. Sądzę, że to fajnie dla każdego klubu, jeżeli wychowanek zaczyna regularnie grać, a następnie z powodzeniem stawia kolejne kroki w karierze.

A jak to się w ogóle wydarzyło, że zacząłeś trenować w Warcie? Dla większości młodych poznaniaków, którzy marzą o tym, żeby grać w piłkę, pierwszym wyborem jest Lech.

- Trenowałem początkowo trzy sporty. Żeglarstwo, judo i właśnie piłkę. Pamiętam, że w podstawówce byłem na testach w „Kolejorzu”, udało mi się je przejść, tylko że wraz z rodziną mieszkaliśmy na obrzeżach Poznania, a szkoła Lecha była zupełnie po drugiej stronie miasta. Moi rodzice mieli wtedy jeden samochód i nie było szans, żeby wozić mnie tak daleko. Z tego powodu padło na Wartę, w której klasy sportowe zaczynały się od gimnazjum. Kiedy byłem już trochę starszy, to mogłem na własną rękę dojeżdżać na treningi.

Lech często sprowadza też nastoletnich piłkarzy, w których dostrzega potencjał. Czy w którymkolwiek momencie w przeszłości była opcja, abyś przeszedł do większego poznańskiego klubu?

- Nie mam szczerze nawet pojęcia, czy Lech interesował się tym, żeby mnie wyciągnąć. Byłem kiedyś na testach w Legii Warszawa. Jeżeli chodzi o akademię, to w Warcie zawsze mi się podobało to, jak wyglądała praca z nami.

Powiedziałeś o tym, że trenowałeś różne sporty. Dlaczego w takim razie piłka nożna?

- Chyba zdecydowało to, że najbardziej kochałem grać w piłkę. Judo pojawiło się od pierwszej klasy podstawówki. Żeglarstwo wzięło się z kolei stąd, że mój dziadek jest trenerem, a tata kiedyś był zawodnikiem. Weekendowo jeździłem na różne regaty, ale nigdy nie byłem w tym dobry. Od zawsze priorytetem było jednak to, żeby uprawiać piłkę nożną. Z drugiej strony powiem ci szczerze, że w życiu codziennym lubię robić zupełnie inne rzeczy. Nie przepadam za oglądaniem meczów. Jeżeli chodzi o sport, to najbardziej interesuje się innymi dyscyplinami, takimi jak chociażby MMA. Lubię też pooglądać filmy albo seriale.

Czytasz artykuły na swój temat w internecie?

- Gdy wchodziłem do pierwszego zespołu Warty, to się zdarzało, ale teraz już prawie w ogóle tego nie robię.

Od kilku okienek jak bumerang wracał temat twojego odejścia z Warty, a za każdym razem z tych doniesień niewiele wynikało.

- Myślę, że tych informacji o moim odejściu było sporo, co nie było także dla mnie zbytnio pozytywne. Nie przepadam za tym, kiedy się na mój temat za dużo mówi. Pierwsze zapytania pojawiły się już po mojej premierowej rundzie na ekstraklasowych boiskach, ale wtedy czułem, że potrzebuję czasu, żeby okrzepnąć. W dwóch ostatnich oknach transferowych też trochę się działo, lecz nie było tak, żeby rozmowy były jakoś bardzo blisko finalizacji.

A pojawiały się jakieś realne tematy zagraniczne?

 - Pół roku temu były rozmowy z jednym klubem z Turcji, ale nie sądziłem wtedy, że to jest dla mnie interesujący kierunek.

Ostatnio w wywiadzie dla kanału „Futbolownia” na twój temat wypowiedział się dyrektor Łukasz Masłowski, który między wierszami skrytykował oczekiwania, jakie przedstawiłeś w negocjacjach z Jagiellonią Białystok.

- Staram się nie czytać ani nie słuchać tego, co się o mnie pisze i mówi w internecie, więc nie chciałbym tego komentować. Oczywiście widziałem tę wypowiedź, ale nie zagłębiałem się w szczegóły. Powiem tylko tyle, że rozmowy z Jagiellonią toczyły się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy negocjowaliśmy przenosiny do Lubina. Najważniejszy jest dla mnie rozwój i to, żeby stawiać krok po kroku. Szanuję Jagiellonię, ale cieszę się z tego, że będę mógł grać dla Zagłębia.

To co cię skłoniło, żeby dołączyć do „Miedziowych”?

- Najbardziej rozmowa z trenerem Fornalikiem. Dwukrotnie mieliśmy okazję połączyć się zanim podpisałem umowę z Zagłębiem. Czułem, że trener ma na mnie plan. To była dla mnie kluczowa rzecz pod kątem rozwoju.

Trafiasz do Lubina jako ktoś, kto ma zastąpić Kacpra Chodynę, który zaliczył najlepszy sezon w swojej karierze, zdobywając siedem bramek i notując pięć asyst. Duże wyzwanie.

- Z całą pewnością to są super liczby. Chciałbym się przynajmniej zbliżyć do takiego rezultatu. Na pewno to nie będzie łatwe, bo trzeba też mieć trochę szczęścia. Mam na myśli znajdowanie się w odpowiednich sytuacjach. Uważam, że dużo będzie zależało od zespołu jako kolektywu. Jeżeli będziemy grać ofensywnie, tworzyć ataki, to będzie to łatwiejsze do zrobienia. Jestem nastawiony pozytywnie, choć wiadomo, że ten uraz, który mi się przytrafił, trochę zastopował mój start. Myślę, że potrzebuję około trzech-czterech tygodni, żeby być zdolny do gry.

Chodyna często korzystał z kontrataków, które wyprowadzało Zagłębie prawą stroną. To właśnie tam widzi cię trener Fornalik?

- Ja jestem piłkarzem, który lubi schodzić do środka, a Kacper chyba częściej operuje przy linii. Wolę też grać z lewej strony, a Chodyna z prawej, więc tutaj są pewne różnice. Będę grał na skrzydle po obydwóch stronach, ale mogę zawsze stanowić też jakąś alternatywę na pozycji numer „dziesięć”.

 Jakie cele stawiasz przed sobą na najbliższy czas?

- Pierwszym było to, żeby przepracować odpowiednio okres przygotowawczy. Niestety, kontuzja sprawiła, że ten rytm treningowy jest w moim przypadku lekko zachwiany. Dawno nie zmieniałem też klubu, więc chcę jak najlepiej wejść do szatni i zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu. Tak jak rozmawialiśmy, muszę też nauczyć się innego sposobu gry. W Zagłębiu skrzydłowi częściej grają bliżej linii bocznej, a w Warcie preferowaliśmy inny system.

A jeżeli chodzi o drużynę?

- Myślę, że drzemie w nas naprawdę spory potencjał. Możemy zająć dobre miejsce w Ekstraklasie.

Jaki przedział lokat zalicza się do satysfakcjonujących?

- Wszystko powyżej 8. pozycji.

Cześć, funkcjonujemy nieprzerwanie od roku 2012 i jesteśmy wiodącym oraz najlepszym nieoficjalnym portalem poświęconym Zagłębiu Lubin. Omawiamy różnorodne tematy związane z zespołem piłkarskim oraz dwoma drużynami piłki ręcznej. Jeśli doceniasz naszą pracę, postaw proszę wirtualną kawkę! Dziękujemy! :)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

źródło: Własne

KONKURS TYPERA

mkszaglebie.pl
Sprawdź swoje umiejętności i typuj z MKSZaglebie.pl. Wygrywaj nagrody!

DODAJ KOMENTARZ (NIEZALOGOWANY)

Możliwość dodawania komentarzy została wyłączona!
 

KOMENTARZE (0)