Bramki tracone hurtowo
Niestety, ale w zakończonym sezonie Zagłębie Lubin słynęło przede wszystkim z dwóch rzeczy: sporej liczby strzelonych goli i również wielu straconych. Ciężko na pierwszy rzut doszukać się konkretnej przyczyny takiego stanu rzeczy, bo przecież personalnie nasza obrona wyglądała znacznie lepiej niż w kilku innych zespołach. W dodatku trener Martin Sevela nie rotował akurat tą formacją i zazwyczaj oglądaliśmy w niej Alana Czerwińskiego, Lubomira Guldana, Bartosza Kopacza i Sasę Balicia.
Finalnie dostaliśmy do sieci przez całe rozgrywki aż 53 sztuki. To więcej niż wszystkie zespoły w grupie mistrzowskiej, Górnik Zabrze, czy nawet przedostatnia Korona Kielce. Co prawda ustępujemy nieznacznie w tym aspekcie pięciu innym zespołom, ale mając trzecią najlepszą ofensywę po Legii i Lechu, wypadałoby mieć nieco większe oczekiwania wobec obrońców. Bo załóżmy, że nasz blok obronny grałby na podobnym poziomie co Cracovia (40 straconych goli), czy Pogoń Szczecin (39) - gdzie wówczas moglibyśmy być? Chyba niekoniecznie w grupie spadkowej…
Skoro mamy tak dobrych piłkarzy, to czemu jest tak źle?
W obronie Zagłębia Lubin grali w większości zawodnicy uchodzący za solidnych ligowców lub nawet wybijający się ponad ligową średnią. Ciężko zatem stwierdzić, dlaczego mając całkiem niezłych piłkarzy w bloku obronnym, liczba bramek straconych przez nasz klub jest na poziomie bardzo niezadowalającym. Na pierwszy rzut oka możemy wskazać błędy indywidualne. Lubomir Guldan, który jest ceniony przez wielu sympatyków „Miedziowych”, w tym także przez nas, znajduje się w czołówce piłkarzy ligi, po których błędnych interwencjach rywal zdobywał gola. Zagłębie Lubin straciło 17 goli po stałych fragmentach (5 rzuty karne, 7 rzuty rożne, 3 rzuty wolne i 2 rzuty wolne bezpośrednie) – jest to 32% wszystkich straconych przez naszą drużynę goli.
Warto wspomnieć również o dwóch kolejnych aspektach. Pierwszy z nich, to wysoko grający boczni obrońcy, którzy wielokrotnie podczas meczów funkcjonowali bardziej jak skrzydłowi, a nie jak defensorzy. To nowoczesny sposób gry w piłkę, jednak niesie za sobą sporo zagrożeń związanych z kontratakami rywali. No i w poprzednim sezonie niestety byliśmy tego „beneficjentem”.
Drugi aspekt to kiepska asekuracja. Tutaj bardziej kamyczek do ogródka w kierunku defensywnych pomocników, niż samych obrońców. W przeciągu całych rozgrywek było widać jak na dłoni, że element asekuracji w naszym klubie leży. Wielokrotnie graliśmy na bokach na hurra, co powodowały dziury, a podczas ataków rywala, w szczególności stałych fragmentów, byliśmy świadkami, że trzej nasi piłkarze stali obok siebie, a dwóch rywali było niekrytych (ach ten mecz z Rakowem…). W nowym sezonie trener Martin Sevela będzie musiał przypomnieć naszym piłkarzom, że należy pilnować rywali, a nie kolegów z zespołu. Pół żartem, pół serio, ale faktycznie szkoleniowiec ma pole do popisu podczas zajęć defensywnych.
Przebudowa na nowy sezon
Tu będzie krótko, bo tak naprawdę niewiele wiemy. Z klubu odeszli już Alan Czerwiński i Bartosz Kopacz (podstawowi zawodnicy), Jakub Tosik (zmiennik niemalże na każdą pozycję), a niejasna jest przyszłość Dominika Jończego. Obecnie mamy w kadrze zatem 5 obrońców, z czego wśród nich jest 38-letni Lubomir Guldan, lubiący złapać kartkę Sasa Balić, będących ostatnio bez formy Damian Oko i dwóch młokosów – Kamil Kruk (kilka minut w ekstraklasie) i Michał Bogacz (bez debiutu).
W najbliższym czasie Zagłębie musi ściągnąć dwóch prawych obrońców, jednego lub dwóch środkowych obrońców i zmiennika na pozycję lewego obrońcy, bo debiutu Michał Bogacz się już chyba nie doczeka…
Przed „Miedziowymi” pracowity czas, ciekawe tylko, kiedy będziemy mogli zobaczyć nowe twarze, bo okno transferowe potrwa do 2 października.
Autor: Zika