Punktualnie o godzinie 17:30 wybrzmiał pierwszy gwizdek arbitra spotkania – Pawła Gila. Już w 1. minucie spotkania do głosu doszła Legia. Bartosz Kapustka posłał piłkę przeszywającą pole karne „Miedziowych”, lecz żaden z zawodników stołecznej drużyny nie zdołał oddać strzału. Dwie minuty później Josip Juranović oddał pierwsze uderzenie na bramkę Dominika Hładuna. Strzał Chorwata minął jednak bramkę „Miedziowych”.
Zagłębie Lubin fatalnie weszło w pierwszą połowę. W 4. minucie spotkania Dorde Crnomarković sfaulował Tomasa Pekharta, który czując kontakt padł na murawę. Paweł Gil się nie zawahał i wskazał na wapno. Do piłki podszedł najskuteczniejszy do tej pory napastnik PKO BP Ekstraklasy i pewnie zamienił rzut karny na bramkę.
Oliwy do ognia dolewa fakt, iż w pierwszych dziesięciu minut Zagłębie Lubin nie zameldowało się w polu karnym Legii Warszawa…
W 14. minucie defensorzy „Miedziowych” asystowali Tomasowi Pekhartowi, bowiem Lorenco Simić, próbując wybić piłkę, nabił Dorde Crnomarkovicia, następnie ta trafiła do Tomasa Pekharta, który zdążył z pozycji leżącej wstać i umieścić futbolówkę w bramce. Cztery minuty później na tablicy wyników widniało już 0:3. Z bliskiej odległości piłkę do siatki Tomas Pekhart. Tym samym Czech w osiemnaście minut zdołał skompletować hat-tricka. W 31. minucie świetną sytuację zmarnował Luquinhas, który stanął oko w oko z Dominikiem Hładunem. Brazylijczyk uderzył jednak ponad bramką. Minutę później drugi w meczu strzał z dystansu oddał Josip Juranowić. Dobrze interweniował tym razem golkiper lubinian. Na sześć minut przed końcem pierwszej połowy szkoleniowiec „Miedziowych” zdecydował się na podwójną zmianę. W miejsce Miroslava Stocha i Filipa Starzyńskiego na placu gry pojawili się Jewgienij Baszkirow oraz Adam Ratajczyk. Cóż… w przypadku „Figo” mamy wątpliwości co do zasadności jego zdjęcia z boiska.
Żenująca postawa Zagłębia w pierwszej połowie sprawiła, że nie widać było niestety cienia nadziei przed drugą częścią spotkania.
W 47. minucie z rzutu wolnego uderzył Patryk Szysz. Piłka minęła jednak bramkę strzeżoną przez Artura Boruca. Trzy minuty później piłka trafiła pod nogi Szysza, który uderzył na bramkę, lecz jeden z obrońców Legii zblokował jednak strzał i warszawiacy wyszli z tej sytuacji obronną ręką. Kilka kolejnych minut upłynęło po znakiem walki w środku pola. Nie zmienił się niestety obraz gry lubinian. Częściej pojawialiśmy się na połowie stołecznej drużyny. Legia natomiast spuściła nieco z tonu, wyczekując na swoje sytuacje. W 53. minucie koszmarnie pomylił się Hładun, który zagrał piłkę wprost pod nogi jednego z „Wojskowych”. Na szczęście wyszliśmy z całej sytuacji obronną ręką.
W 64. minucie padł czwarty gol dla Legii. Niestety, po raz kolejny obnażone zostały braki Lorenco Simicia, który wystawił piłkę Tomasowi Pekhartowi. Czech nie pomylił się po raz czwarty.
Osiem minut później Kacper Kostorz posłał prostopadłą piłkę, z Kacprem Chodyną ścigał się Bartosz Kapustka, który próbując oddać strzał kopnął w nogę naszego defensora. W ostatnich kilkunastu minutach nie działo się już nic co było warte przykucia szczególnej uwagi.
Nie będziemy owijać w bawełnę. Wyjątkowo bezradnie wyglądało dziś Zagłębie. W zasadzie mecz mógłby zakończyć się już po 30 minutach. Z legendarnego ofensywnego stylu Martina Seveli nie pozostało nic. A co do wspominanej często przez Słowaka jakości, mamy wątpliwości. Bez wątpienia był to jeden z najgorszych, o ile nie najgorszy mecz Zagłębia za kadencji tego szkoleniowca.
Bałkański duet stoperów to tykająca bomba. Dzisiaj nastąpiło jednak apogeum. Na ławce zasiadają natomiast wychowankowie. W jaki sposób mamy przekonać Kamila Kruka czy Damiana Oko, że warto czekać na szansę w Zagłębiu? Pytanie pozostawiamy otwarte…
To spotkanie przelało czarę goryczy, dlatego już w trakcie meczu poinformowaliśmy, że Miroslav Stoch parafował już kontrakt umowę z zespołem z USA. Inną sprawą jest dyspozycja skrzydłowego, który w każdym meczu jest jednym z najgorszych na boisku.
Podczas przerwy reprezentacyjnej zarówno sztab szkoleniowy, jak i zawodnicy będą mieli sporo do przemyślenia…