Taktyczna niekonsekwencja
W siedemnastu meczach na jesień lubinianie grali w pięciu różnych systemach. Ustawienia, w jakich występowali „Miedziowi” to: 1-4-2-3-1, 1-4-1-4-1, 1-4-3-3, 1-3-4-2-1, 1-3-4-3. Niejednokrotnie na przestrzeni całej jesieni podkreślaliśmy, że Zagłębiu brakuje powtarzalności, że nie ma wypracowanych schematów, że o wiele za dużo jest pozostawione kwestii przypadku. Taktyczna niekonsekwencja była jednym z największych kamyczków do ogródka pracy Piotra Stokowca, który przy swoim drugim podejściu w Zagłębiu przez rok nie zdołał zbudować w zespole choćby fundamentów. W każdym z ustawień, którymi grało na jesień Zagłębie, zadania i zachowania zawodników w co poszczególnych fazach meczów są nieco inne. Nie mamy wątpliwości, że trener Stokowiec nie stworzył zawodnikom środowiska, w którym pokazaliby pełnie swoich umiejętności. Zmiany i poszukiwanie nowych rozwiązań są jak najbardziej zrozumiałe, kiedy nie idzie, natomiast nie aż takie… Odnosimy wrażenie, że w pewnym momencie piłkarze sami pogubili się w tym, czego trener wymaga od nich na boisku. Wszak inaczej ustawiają się obrońcy przy grze trzema stoperami, a inaczej, występując w duecie. W różnych formacjach nieco odmiennie funkcjonuje również środek pola czy poruszają się skrzydłowi. Zarzuty do piłkarzy są jak najbardziej zasadne, natomiast miszmasz, jaki zafundował im sztab szkoleniowy na czele z Piotrem Stokowcem, był istotnym czynnikiem, dlaczego wszystko w rundzie jesiennej posypało się jak domek z kart…
Niemobilny środek pola
Bolączki Zagłębia brały się także ze słabej dyspozycji środka pola. Nie da się ukryć, że Tomasz Makowski, Marko Poletanović, Łukasz Łakomy czy Filip Starzyński nie są najbardziej mobilnymi piłkarzami w naszej lidze. Są po prostu wolni. Z tego biorą się problemy w fazach przejściowych z obrony do ataku oraz z ataku do obrony. Środkowi pomocnicy „Miedziowych” zdecydowanie za często nie nadążali, kiedy gra była bardziej dynamiczna, kiedy miała miejsce wymiana ciosów z przeciwnikiem, kiedy trzeba było szybko zareagować na wydarzenia boiskowe. Dochodzi do tego również słaba forma indywidualna piłkarzy. Makowski jest jednowymiarowy, praktycznie rzecz biorąc, nie posiada atutów, jeśli chodzi o grę do przodu. Poletanović nie zagrał w barwach lubińskiego klubu ani jednego choćby przyzwoitego meczu. Łukasz Łakomy pokazuje swoje umiejętności jedynie, kiedy jego drużyna jest w posiadaniu piłki, kiedy może brać udział w grze kombinacyjnej, natomiast staje się kompletnie bezużyteczny, gdy trzeba bronić, gdy zespół musi pobiegać za piłką. Starzyński to z kolei osobna kwestia, ponieważ od graczy o tej charakterystyce się dziś zwyczajnie odchodzi. Każdy kto śledzi trendy, jakie występują we współczesnej piłce nożnej, wie, że coraz mniej zespołów gra z klasycznym rozgrywającym w środku pola. Dzisiaj szuka się rozwiązań, które pomagają zintensyfikować grę, choćby korzystając ze środkowych pomocników typu „box to box”, grających na całej długości boiska. Według platformy InStat, Zagłębie Lubin potrzebuje wymienić najwięcej podań spośród wszystkich klubów, występujących w ekstraklasie, aby zdobyć bramkę (średnio ponad jedenaście). W oczy rzuca nam się też statystyka, dotycząca średniego czasu trwania akcji zakończonych bramką. Ataki „Miedziowych” były pod tym względem najdłuższe. Średnio zajmowały one ponad 42 sekundy. Sądzimy, że bardziej dynamiczny środek pola mógłby sprawić, że te statystyki byłyby po prostu lepsze. W każdym razie to, jak prezentowali się środkowi pomocnicy Zagłębia na wiosnę miało istotny wpływ, w jakich czarnych czterech literach znalazł się obecnie klub ze stolicy polskiej miedzi.
Fatalne stałe fragmenty gry
Kolejnym problemem Zagłębia Lubin w minionej rundzie były również stałe fragmenty gry. Dość powiedzieć, że „Miedziowi” strzelili po nich zaledwie dwa gole, co jest najgorszym wynikiem w lidze. Jest to kolejny niepodważalny zarzut do trenera Stokowca i jego sztabu szkoleniowego. Styl może być nieatrakcyjny, tempo wolne, natomiast mecze na styku przepycha się bardzo często bramkami z rzutów rożnych czy wolnych. Równie źle jest, kiedy popatrzymy na bramki tracone po rzutach wolnych, rożnych czy karnych. Lubinianie są pod tym względem najgorsi w lidze ex aequo z Lechią Gdańsk. Zarówno Zagłębie, jak i klub z Trójmiasta stracił w ten sposób jedenaście bramek. Stałe fragmenty gry to kolejny aspekt, który w ostatnich miesiącach stał się piętą achillesową „Miedziowych”.
Jaki typ napastnika preferuje Zagłębie Lubin?
Nie moglibyśmy przejść obojętnie obok tematu napastnika w Zagłębiu. W naszym mniemaniu dobór piłkarzy na atak dobitnie ukazuje brak pomysłu na grę przy kompletowaniu kadry. Tak naprawdę do tej pory nie wiadomo, jaki typ napastnika preferują lubinianie. Czy jest to zawodnik dobrze grający tyłem do bramki? Czy może Zagłębie potrzebuje piłkarza szybkiego, mobilnego, szukającego przestrzeni za plecami obrońców? A może najlepiej odnalazłaby się tu „dziewiątka” dużo pracująca w obronie, grająca bardziej dla zespołu, aniżeli na swój dorobek? Na dzisiaj niezwykle trudno jest odpowiedzieć na te pytania. Piłkarzami o zupełnie innej charakterystyce są Martin Doleżal, Rafał Adamski czy Szymon Kobusiński. W zasadzie każdy z nich jest z innej bajki, nadaje się do innego stylu gry. Martin Doleżal to typowy lis pola karnego, który niemalże wyłącznie czeka aż futbolówka spadnie mu na nos. Mieliśmy już okazję się o tym przekonać. Rafał Adamski to piłkarz, który pomimo swoich ograniczeń mocno pracuje dla zespołu. Szymon Kobusiński lubi wchodzić w pojedynki, choć nie mieliśmy się okazji o tym jak dotąd w ekstraklasie przekonać. Kompletując kadrę w taki sposób utrudniamy sobie zadanie, aby znaleźć DNA Zagłębia Lubin. DNA, którego aktualnie nie ma…
