- Klasyka gatunku, na początku dyrektor mi powiedział, że to decyzja trenera. Poszedłem do trenera, powiedział, że to decyzja klubu – mówi na łamach „Weszło” Żubrowski.
- Jest to wspólna decyzja klubu. Zarówno trenera, dyrektora sportowego i oczywiście prezesa – odbija piłeczkę dyrektor Piotr Burlikowski.
Słowo przeciwko słowu. Pewnie nie dowiemy się, jaka dokładnie jest prawda. W każdym razie sedno sprawy jest jednak inne. Po co zostawiać piłkarza po kontuzji na lodzie chwilę przed jego odejściem? Tajemnicą poliszynela było przecież, że popularny „Żuber” od nowego sezonu karierę kontynuował będzie gdzieś indziej. Oczywiście, Waldemar Fornalik ma prawo zrezygnować z zawodnika, który mu nie odpowiada. Ale uważamy też, że w dobrym tonie byłoby potraktowanie piłkarza z szacunkiem. Jeśli ktoś wierzy z kolei, że odejście Kuby było impulsem, po którym drużyna nagle wzięła się za siebie, to także jest w wielkim błędzie. Znacznie bardziej bruździł wszak w przeszłości w szatni jeden z wysoko postawionych pracowników Zagłębia. Na rozliczenia przyjdzie jednak czas po sezonie.
Przyznamy szczerze, że nie jesteśmy od tego, aby rozstrzygać, jak powinna być załatwiona ta sytuacja. Być może Żubrowski mógłby pomóc drugoligowym rezerwom Zagłębia, które walczą obecnie o zachowanie ligowego bytu na szczeblu centralnym. Sądzimy jednak, że Jakub Żubrowski powinien zostać potraktowany z większym szacunkiem. Także dlatego, że jest to piłkarz, który wraca po kontuzji, która wykluczyła go z gry na blisko rok. Jedno jest pewne, panie Kielan, panie Burlikowski, tak się nie robi…
