Skoro miało być tak dobrze, to dlaczego jest jak jest?
Oceniając transfery, jakie Zagłębie przeprowadziło latem 2023 roku, należy brać pod uwagę szerszy kontekst problemu, z którym zmagają się od dłuższego czasu „Miedziowi”. Do lubińskiego klubu, całkowicie zasłużenie, przylgnęła łatka miejsca, w którym niezależnie, co się dzieje, z kranu leci ciepła woda. Włodarze lubinian przyznawali zresztą otwarcie, że chcą z tym skończyć. - Muszę przyznać, że niektórym osobom jest za wygodnie. Dostrzegamy to, że bardziej doświadczeni piłkarze w tych meczach, kiedy nie szło, często nie brali na siebie wystarczającej odpowiedzialności – mówił w czerwcu 2023 roku na łamach naszego portalu prezes Zagłębia Lubin, Michał Kielan.
„Miedziowi" byli latem jednym z najbardziej aktywnych na rynku klubów. Sprowadzono w większości uznane nazwiska, a także ciekawych zawodników spoza Polski. Dąbrowski i Wdowiak w przeszłości udowadniali swoją wartość w drużynach notowanych wyżej od „Miedziowych”. Bułeca i Munoz to piłkarze, którzy mają naprawdę ciekawe CV. Na dłużej w Lubinie udało się zatrzymać również Dioudisa i Kurminowskiego. Takie ruchy mogły działać na wyobraźnię.
Ale potem nadeszła szara ligowa rzeczywistość. Jeżeli większość ruchów w kolejnym okienku z rzędu okazuje się być niezbyt trafiona, to jest świadectwo nie najlepszej pracy dyrektora sportowego. Druga kadencja Piotra Burlikowskiego w klubie ze stolicy polskiej miedzi jest, delikatnie rzecz ujmując, słaba. Na palcach jednej ręki policzyć można udane transfery, a swoją cegiełkę dokłada w ostatnim czasie także trener Waldemar Fornalik. Trudno wskazać aktualnie choćby jednego zawodnika „Miedziowych”, który na przestrzeni ostatniego półrocza zaliczył progres. Lubinianie jesienią 2023 roku byli przewidywalni, bezbarwni, jednowymiarowi, konserwatywni w swoim pomyśle na grę, który nie przynosił oczekiwanych rezultatów.
Dioudis największym rozczarowaniem
Zagłębie Lubin długo walczyło o to, aby Sokratis Dioudis pozostał w klubie na dłużej. Ostatecznie misja przedłużenia umowy Greka powiodła się. 30-latek parafował z „Miedziowymi” kontrakt obowiązujący do 30 czerwca 2026 roku. Dioudis otrzymał sowite wynagrodzenie i jest najlepiej zarabiającym zawodnikiem lubinian. Jeżeli uznamy doniesienia medialne i kuluarowe informacje, które dobiegały do nas z różnych stron, za prawdziwe, to grecki golkiper zarabia więcej od Erika Exposito. Sęk jednak w tym, że to napastnik Śląska Wrocław, a nie Dioudis, był jesienią 2023 roku największą gwiazdą ekstraklasowych boisk.
Sokratisa Dioudisa z pierwszych sześciu kolejek wykluczył uraz kolana. Grek zmagał się z nim od marca, więc Zagłębie było świadome problemu i zdecydowało się na bramkarza poczekać. Kiedy 30-latek powrócił do bramki „Miedziowych”, był jedynie cieniem zawodnika, którego poznaliśmy wiosną. Dioudis nie sprawiał wrażenia pewnego w swoich interwencjach, popełniał także kosztowne błędy na przedpolu. To właśnie jego indywidualny błąd zadecydował o tym, że Widzew uratował remis w końcówce meczu w Lubinie. Sporo do życzenia pozostawiała także gra nogami golkipera Zagłębia, za którą był on przecież chwalony jeszcze kilka miesięcy wcześniej.
Co więcej, po meczu z Widzewem Łódź Dioudis zachował się nagannie, atakując Jordiego Sancheza. Zgromadzeni na obiekcie „Miedziowych” fani obu ekip byli świadkami scen rodem z oktagonów MMA. Grek najpierw powalił piłkarza Widzewa, za co obejrzał czerwoną kartkę. Następnie obaj zawodnicy starli się jeszcze w korytarzu pomiędzy szatniami obu ekip. Efekt jest taki, że Komisja Ligi zawiesiła Dioudisa na sześć spotkań. Zobowiązany był on także zapłacić 30 tysięcy euro kary. 30-latek, który miał być liderem drużyny, dał się wyprowadzić z równowagi w iście juniorski sposób. Tak doświadczony piłkarz, spójrzmy prawdzie w oczy, nie ma prawa zachować się tak idiotycznie, nawet jeżeli jest prowokowany przez rywala. Miniona runda była w wykonaniu Dioudisa bardzo słaba i nie ma w jego przypadku żadnych okoliczności łagodzących.
Kirkeskov, Mróz i Nalepa, czyli klasyczny ligowy dżemik
To już nie kamyczki do ogródka pionu sportowego Zagłębia. To głazy. Populacja ligowego dżemiku w Lubinie latem drastycznie wzrosła.
Największe nadzieje można było wiązać z Markiem Mrozem. To bowiem piłkarz, który był gwiazdą pierwszoligowej Resovii Rzeszów. Transfer o szczebel wyżej wydawał się być naturalną koleją rzeczy, ale szybko on zweryfikowany. 24-latek jesienią nie zdołał zaadaptować się do ekstraklasowych warunków. Często wchodząc z ławki, sprawiał wrażenie, jak gdyby nie nadążał z przebiegiem boiskowych wydarzeń. Na razie najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce go zwyczajnie przerósł. Marek Mróz rozpoczął sezon w wyjściowym składzie, ale szybko i zasłużenie utracił miejsce w wyjściowej jedenastce kosztem Tomasza Pieńki i Serhija Bułecy. Wiele wskazuje na to, że wiosna będzie dla Mroza tą z kategorii „make-or-break” w Zagłębiu Lubin.
Mikkel Kirkeskov i Michał Nalepa zawiedli, choć oczekiwania w stosunku do nich i tak były niskie. Obaj grali niewiele, obaj byli tykającymi bombami w bloku obronnym Zagłębia Lubin, obaj maczali palce przy traconych przez „Miedziowych” bramkach. W przypadku Nalepy i Kirkeskova, tak jak w przypadku Mroza, nie sposób jak dotychczas znaleźć jakichkolwiek pozytywów ich blisko półrocznego pobytu w Lubinie.
Osąd napastników
Dawid Kurminowski i Juan Munoz mieli być gwarantem bramek dla Zagłębia Lubin. Po dziewiętnastu kolejkach licznik obydwóch „dziewiątek” zatrzymał się łącznie na pięciu trafieniach. Kurminowskiemu w podreperowaniu strzeleckiego dorobku nie pomógł uraz, który w rundzie jesiennej wykluczył go z gry na kilka tygodni. Z jednej strony analizując liczby, jakie zanotowali napastnicy Zagłębia, nie ma co ukrywać, że są one słabe lub bardzo słabe. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę grę „Miedziowych”, w ofensywie lubinian szwankuje także współpraca pomocników z atakiem. To nie tak, że Dawid Kurminowski i Juan Munoz zapomnieli, jak zdobywa się bramki. Hiszpan z powodzeniem radził sobie przecież w La Liga 2, gdzie rozegrał w przeszłości blisko 200 spotkań, a także występował w Primera Division. Kurminowski z kolei wiosną poprzedniego sezonu udowodnił w Lubinie, że warto dać mu szansę na dłużej. Prawdę powiedziawszy, dziwi nas poniekąd fakt, iż trener Fornalik ani razu nie spróbował gry duetem „dziewiątek”. Elastyczność taktyczna w ataku to coś, czego niewątpliwie brakowało Zagłębiu Lubin w ostatnich miesiącach. Kurminowski i Munoz otrzymają najpewniej do końca sezonu szansę, aby udowodnić, że nie pomylono się w stosunku do ich kandydatur.
Bułeca pojawia się i znika
Spore nadzieje wiązano w Lubinie także z Serhijem Bułecą. Na papierze CV gracza, który trafił do Zagłębia na zasadzie wypożyczenia z Dynama Kijów, wygląda naprawdę ciekawie. To wszak mistrz świata do lat 20 ze swoją kadrą narodową. Bułeca ma za sobą także trzy występy w seniorskiej reprezentacji kraju. Wzmacniając „Miedziowych”, po raz pierwszy spróbował on swoich sił poza Ukrainą.
Postawa Bułecy w rundzie jesiennej może wzbudzać ambiwalentne odczucia. Jest to na pewno piłkarz, który potrafi błysnąć. 24-latek pokazał się z bardzo dobrej strony chociażby w wygranym przez lubinian meczu z Górnikiem, kiedy zwiódł dwóch defensorów zabrzan i popisał się bardzo ładnym uderzeniem. Ukrainiec miał także przebłyski, kiedy asystował w spotkaniach z Puszczą Niepołomice, Wartą Poznań oraz Śląskiem Wrocław. Największym problemem Bułecy jest jednak to, że potrafi długimi momentami znikać z radarów. Trudno powiedzieć o nim, żeby był mózgiem kreacji ataków Zagłębia Lubin. Ofensywnemu pomocnikowi brakuje często dynamiki, co w połączeniu z wolną grą podopiecznych Waldemara Fornalika, sprawia, że „Miedziowi” stali się do bólu przewidywalni. Jak na dłoni widać, że w Ukraińcu drzemie spory potencjał, który nie został jednak przez ostatnie pół roku uwolniony. Być może stanie się to wiosną. Na chwilę obecną Bułeca wpisał się w lubińską przeciętność.
Niezła runda Wdowiaka
Mateusz Wdowiak był latem „jedynką” na liście życzeń „Miedziowych”. 27-latek do Zagłębia Lubin trafił na początku sierpnia, ale na początku pobytu w Lubinie nie dopisywało mu szczęście. Skrzydłowy zadebiutował w wyjazdowym meczu z Cracovią, a następnie na jednym z treningów doznał kontuzji łokcia, który wykluczył go z występów na kilka tygodni.
Wdowiak wrócił po okresie rekonwalescencji i zaczął stopniowo odgrywać coraz większą rolę w ekipie lubinian. To w zasadzie jedyny piłkarz spośród tych, którzy trafili do Lubina latem 2023 roku, przy którym można postawić mały plusik. 27-letni skrzydłowy stara się brać na swoje barki odpowiedzialność za grę ofensywną, nie boi się też wchodzić w pojedynki, które często wygrywa. Jest to o tyle wymowne, że wyróżnia się on na tle współpartnerów, podczas gdy okres przygotowawczy spędził jeszcze w Częstochowie. Z całą pewnością nie świadczy to najlepiej o pracy sztabu szkoleniowego lubinian w ostatnich miesiącach. Mateusz Wdowiak po dziewiętnastu kolejkach ma na swoim koncie cztery gole i asystę. Jesienią pokazał on, że stać go na to, aby stać się liderem Zagłębia. A tych przecież w Lubinie brakuje…
Kolejne nieudane okienko transferowe
Latem, wbrew narracji, którą próbuje prowadzić Piotr Burlikowski, Zagłębie się naprawdę wykosztowało. Fundusze, które „Miedziowi” wydali na nowych piłkarzy są w skali klubu bardzo duże. Dodatkowo zawodnicy, którzy trafili do Lubina, nie mają zbyt wielkiego potencjału sprzedażowego. Trudno bowiem wyobrazić sobie scenariusz, w którym inny klub wyłoży w przyszłości duże pieniądze za Michała Nalepę, Marka Mroza, Sokratisa Dioudisa, Juana Munoza, Damiana Dąbrowskiego albo Mikkela Kirkeskova. Letnie okienko transferowe było kolejnym, za które odpowiadał dyrektor Burlikowski, w którym znakomita większość ruchów poczynionych przez Zagłębie, okazała się być nietrafiona.
Który to już raz?
