Czy zgodzisz się z moją tezą, że Raków Częstochowa jest w tej chwili najmocniejszym zespołem w Ekstraklasie od czasów lat świetności Wisły Kraków?
- Podobnego sformułowania użyłem w ostatniej „Lidze Minus”, przyrównując Raków Częstochowa właśnie do Wisły Kraków Henryka Kasperczaka. Wydaje mi się, że nie było od tamtego czasu w naszej lidze drużyny, która z taką pewnością wygrywałaby kolejne mecze. Mówię to także w kontekście tego ostatniego meczu, w którym podopieczni Marka Papszuna pokonali Wisłę Płock aż 7:1. Młodsi czytelnicy mogą nie pamiętać, ale były takie czasy, kiedy Wisła Kraków w składzie z Maciejem Żurawskim, Tomaszem Frankowskim, Kalu Uche, Mirosławem Szymkowiakiem, Marcinem Kuźbą regularnie gromiła swoich rywali w podobnym stylu. Patrząc na Raków w meczu z „Nafciarzami”, można było dostrzec podobieństwa do zespołu z Krakowa sprzed kilkunastu lat. Należy jednak mieć na uwadze, że częstochowianie mieli już w tym sezonie serię meczów, kiedy wygrywał jedną bramką. „Medaliki” mają najlepszą powtarzalność, jeśli chodzi o styl gry. Wszyscy od dawna wiedzą, że Raków gra trójką stoperów i wahadłowymi, jest dwóch środkowych pomocników, dwóch ofensywnych i napastnik. Zauważ, że niby rywale wiedzą, jakim ustawieniem wyjdzie zespół spod Jasnej Góry, a mimo to mało kto potrafi się im przeciwstawić.
Sfera mentalna to dziś jeden z największych atutów podopiecznych Marka Papszuna? Kolejne zwycięstwa to jedno, natomiast imponuje również sposób, w jaki Raków je osiąga. Nawet wygrywając wysoko, drużyna spod Jasnej Góry nie osiada na laurach.
- Jeśli chodzi o pewność siebie Rakowa, to cofnąłbym się do ostatniego zwycięstwa przy Bułgarskiej z Lechem Poznań. Wszyscy pamiętamy, w jakich okolicznościach częstochowianie przechylili wówczas szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Najpierw nieuznana bramka ze względu na to, że Fabian Piasecki zagrał piłkę ręką, kilka minut później ten sam Piasecki strzela gola, który daje wygraną. Myślę, że mentalnie pokonanie „Kolejorza” dało Rakowowi jeszcze więcej pewności siebie. Raków z Wisłą Płock był niesamowity. Przyrównałbym ich grę w ostatnim meczu do tego, co widzieliśmy w pierwszym meczu z Astaną w eliminacjach Ligi Konferencji Europy jeszcze latem. Zespół prowadzony przez trenera Papszuna rzucił się rywalowi do gardła, wysoki pressing na połowie przeciwnika, momentami płocczanie nie potrafili wyjść z własnego pola karnego. Wojciech Kowalczyk często w różnych programach mówi o tym, że według niego Raków Częstochowa zapewni sobie tytuł na długo przed końcem sezonu. Jeżeli oni rzeczywiście będą w stanie tak grać z każdym rywalem, to rzeczywiście trudno będzie komukolwiek „Medalikom” zagrozić.
Widzisz przed Rakowem jakieś zagrożenia?
- Zagrożenia to na pewno to, co pokazał zeszły sezon. Mimo że kadra Rakowa jest bardzo silna, to w końcówce nie obyło się bez problemów ze zdrowiem środkowych obrońców. Wtedy pod koniec ligowego grania zabrakło Andrzeja Niewulisa i Tomasa Petraska, grać musiał młody Oskar Krzyżak. Jeśli to by się powtórzyło, to ponownie będą problemy. Tutaj upatruje ewentualnych kłopotów, jeżeli miałyby się jakieś pojawić.
A czysto sportowo?
- Jakąś rysą na projekcie Rakowa Częstochowa w tym sezonie są te dwie porażki z Cracovią oraz Górnikiem Zabrze. Obydwie te drużyny zagrały przeciwko Rakowowi w takim samym ustawieniu, jakim grają „Medaliki”. Mecz meczowi nie jest równy, ale jeżeli to się powtórzyło dwa razy i podopieczni Marka Papszuna oba te spotkania przegrali, to przeciwnicy chyba mogą upatrywać chyba jakiś szans. Jeszcze niedawno wszyscy mówili, że częstochowianom brakuje napastników. OK, Vladislavs Gutkovskis ma najwięcej zmarnowanych sytuacji bramkowych, ale z Wisłą Płock wypalił on jak z armaty. W Rakowie bramki rozkładają się też na cały zespół. Są też przecież Ivi Lopez, Vladyslav Kochergin, Mateusz Wdowiak, Fran Tudor, Tomas Petrasek. Częstochowianie nie mają za wielu słabych punktów. Z całą pewnością trzeba znaleźć kogoś do rywalizacji o miejsce w składzie dla Patryka Kuna, bo lewy wahadłowy w kadrze jest tylko jeden. Chyba na obecną chwilę Raków może przegrać mistrzostwo Polski tylko sam ze sobą.
Lechowi Poznań, który ma w perspektywie grę w Europie na wiosnę, może być bardzo trudno odrobić trzynaście punktów straty. Z kolei Legia Warszawa traci do częstochowian siedem oczek. Ty należysz do tych, którzy już teraz powoli przyznają Rakowowi mistrzostwo Polski?
- Uważam, że Legia Warszawa będzie tylko lepsza. Zwróćmy uwagę na to, że chociażby taki Bartosz Kapustka dopiero zaczyna wracać do pełni dyspozycji po kontuzji. Topowej formy cały czas nie odzyskali Carlitos czy Makana Baku, którzy w przeszłości udowadniali już, że stać ich na to, aby być gwiazdami naszej ligi. Tam jest wielu zawodników, którzy mogą grać lepiej. Dla mnie postawa „Wojskowych” w minionej rundzie i tak jest dużym zaskoczeniem. Różnica wynosi siedem punktów, a w poprzednim sezonie Lech roztrwonił dziewięciopunktową przewagę. Istotną kwestią jest też według mnie, że przed nami jest ostatnia kolejka przed Mundialem, a następna odbędzie się za prawie trzy miesiące. Takiej przerwy w rozgrywkach nie mieliśmy bardzo dawno. Kluczowe dla Rakowa będzie dobre rozpoczęcie gry na wiosnę.
Już w zeszłym sezonie Raków praktycznie do końca liczył się w walce o mistrzostwo, ale złudzeń pozbawiło ich… Zagłębie Lubin. Wówczas „Miedziowi” na kolejkę przed końcem pokonali ekipę Marka Papszuna, zapewniając sobie przy tym utrzymanie. Uważasz, że tamten mecz może rzutować na to, jak będzie wyglądało najbliższe starcie obu ekip?
- Na pewno będzie w nich to siedzieć. Tamto spotkanie przypieczętowało przecież mistrzostwo Polski Lecha Poznań. Raków musiał obejść się smakiem. Tutaj znowu powracamy do tematu silnego mentalu częstochowian. Wiemy, jaki jest ten zespół, jaki jest trener Papszun, w związku z czym oni z całą pewnością będą chcieli wyrównać rachunki.
To będzie pojedynek, brzydko mówiąc, gołych czterech liter z batem?
- W pewnym sensie tak. Z jednej strony można mówić, że całe szczęście, a z drugiej, jeśli włodarze „Miedziowych” nie mieli przygotowanego żadnego następcy, to mogli jeszcze chyba chwilę poczekać. Myślę, że to może być rzeź niewiniątek, ponieważ Raków jest bardzo rozpędzony, natomiast Zagłębie mocno pogubione.
Temat na czasie, więc nie omieszkam zapytać. Uważasz, że układanka trenera Stokowca musiała się w taki sposób posypać?
- Ja uważam, że ludzie obecnie trochę zapomnieli o okolicznościach, w których Zagłębie Lubin się utrzymało. Mimo serii słabszych meczów nawet na wiosnę, Piotr Stokowiec, kolokwialnie mówiąc, ogarnął to w całkiem niezłym stylu. Lubinianie rozgromili Radomiaka Radom 6:1, pokonali też wtedy właśnie Raków Częstochowa 1:0, o czym już wspominaliśmy. Z drugiej strony oczekiwania były takie, aby „Miedziowi” zapewnili sobie ligowy byt w lepszym stylu. Wszyscy sobie przypominali chyba te najlepsze czasy z jego pierwszej przygody w Zagłębiu, a teraz tak nie było. W zasadzie o żadnym piłkarzu klubu ze stolicy polskiej miedzi nie można powiedzieć też, że jakoś pozytywnie zaskoczył w ostatnim czasie. Jedynym pozytywem jest Łukasz Łakomy, którego Piotr Stokowiec w pewnym momencie po kilku słabszych występach posadził na ławce. To mi się nie podobało, ponieważ wcześniej 21-letni pomocnik ciągnął tą drużynę. Zawodzili dużo bardziej inni, bardziej doświadczeni gracze.
Na koniec. Typowanko.
- To może być mecz, w którym Raków znów będzie miał mnóstwo sytuacji, natomiast po takiej strzelaninie, jaką częstochowianie urządzili z Wisłą Płock, myślę, że tym razem mogą mieć problem, żeby coś strzelić. Jeśli Raków wygra, to nie będzie to w tak efektownym stylu, jak wszyscy się spodziewają. Obstawiam jednobramkową wygraną podpopiecznych Marka Papszuna.
