Informacja o Pana zwolnieniu z Zagłębia Lubin odbiła się szerokim echem w środowisku. Wszak nic nie wskazywało na to, że włodarze „Miedziowych” mogą chcieć się z Panem pożegnać. Klub nie poinformował również, co było powodem takiej decyzji. Czy mógłby Pan to wyjaśnić?
- Od mojego zwolnienia minął już tydzień. Patrzę na to już teraz z trochę perspektywy, niż miało to miejsce bezpośrednio po dowiedzeniu się o tej decyzji. Za mną ponad czternaście lat pracy, której się nie wstydzę. Udało się osiągnąć przez ten czas sukcesy, rozwinąłem się tu jako człowiek i trener, mnóstwo rzeczy się w Zagłębiu Lubin nauczyłem. Z całą pewnością będę wspominał pracę tutaj przez pryzmat wszystkich dobrych momentów, aniżeli tego ostatniego dnia. Niestety, ale nie znam powodu, dlaczego zdecydowano się zakończyć ze mną współpracę. Nie został on mi przedstawiony. Zrobię wszystko, aby otworzyć przed sobą nowe drzwi i zobaczymy, co będzie dalej. Nie ukrywam, że zostałem tym wszystkim trochę zaskoczony. Próbowałem sobie przeanalizować ostatnie tygodnie mojej pracy. Mecz z Rakowem Częstochowa to było piekielnie trudne zadanie. Jako sztab mieliśmy trzy dni, aby przygotować się do piekielnie trudnego meczu, gdzie każdy bał się, żeby nie zakończyło się pogromem. Po meczu dostaliśmy od przełożonych dobry feedback. Poszedłem na urlop, wróciłem z niego i dostałem wypowiedzenie… Wiem, że zwolnienia są wpisane w zawód trenera. Dostałem mocno w ryj, ale otrzepałem się, wstałem i dzisiaj się uśmiecham. Człowiek jest mądrzejszy o to doświadczenie. Etap Zagłębia Lubin stał się historią. Z dumą patrzę na to, co udało mi się tu zrobić.
Rozumiem, że nie otrzymał Pan propozycję pozostania w Zagłębiu Lubin w innej roli niż członek sztabu pierwszego zespołu?
- Nigdy nie zabiegałem o to, aby na siłę być w pierwszej drużynie. Dla mnie decyzja pierwszego szkoleniowca, czy chce ze mną pracować jako asystentem, jest święta. W momencie, kiedy przedstawiono mi informację, że trener Waldemar Fornalik nie widzi mnie w swoim sztabie, bez najmniejszego problemu to zaakceptowałem. Nie ukrywam, że chciałem zostać. Gdyby została mi przedstawiona jakaś opcja, to najprawdopodobniej bym na nią przystał, ponieważ czuję się bardzo związany z „Miedziowymi”. Przekazano mi jedynie, że nie ma dla mnie miejsca w strukturach całego Zagłębia Lubin.
A dostawał Pan jakieś sygnały świadczące o tym, że może zostać podjęta decyzja o Pana zwolnieniu?
- Nic takiego nie odczułem. Było wręcz przeciwnie. Bezpośrednio po meczu z Rakowem miałem takie odczucia, że jestem traktowany jako osoba zaufana. Absolutnie nie miałem podstaw ku temu, aby sądzić, że to może się tak zakończyć.
W przeszłości nie chciał Pan podjąć pracy jako pierwszy trener „Miedziowych”. Sądzi Pan, że mogło mieć to wpływ jakiś na zwolnienie?
- Wydaje mi się, że nie. Mówimy o tej sytuacji, która miała miejsce po odejściu trenera Martina Seveli, a przed przyjściem trenera Dariusza Żurawia. To było naprawdę moje marzenie, aby na stałe prowadzić Zagłębie Lubin. Jednakże w tamtym momencie miałem splot sytuacji, gdzie na szali była rodzina i praca. Sytuacja rodzinna zmusiła mnie do tego, aby podjąć taką decyzję, dlatego odmówiłem. Ja po prostu wtedy nie mogłem podjąć innej decyzji. Są rzeczy w życiu ważniejsze niż piłka nożna.
Na koniec – co dalej?
- Dalej pozytywne nastawienie, uśmiech, będę starał się dalej iść do przodu i pisać nową historię w innym klubie. Przyśpieszyłem też naukę dwóch języków. W planach mam wyjazd na dwa zagraniczne staże. Chcę wykorzystać naszych byłych zawodników, których znam, a którzy grają w fajnych miejscach w Europie. Mam nadzieję, że uda mi się też złapać trochę nowych inspiracji, spojrzeć na piłkę z innej perspektywy. Jeśli chodzi o Zagłębie, to na pewno będę szczerze wspierał „Miedziowych” i chciałbym obejrzeć na wiosnę jeden mecz z perspektywy sektora G. Bardzo ciekaw jestem tej perspektywy.